Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/146

Ta strona została przepisana.

— Powiedz mi jednak, czy rozważyłeś następstwa tego planu? Żołnierze wicekróla nie daliby ci chwilki spokoju i byłoby to dla ciebie chyba nie bardzo przyjemną rzeczą.
— Ee, kto się tam dowie, skąd powstał ogień...
— Ale przypuśćmy. Możliwe jest, że ogień rozszerzy się po Hegazi. Naturalnie każdy będzie wiedział, że to gaz, rozpoczną się więc dochodzenia, kto mógł wylać go na wodę i zapalić.
— Mogą sobie czynić dochodzenia. Nikt ani słowa nie piśnie.
— Jesteś swoich ludzi tak pewny?
— Zaden z nich się nie wygada.
— Żebyś jednak wiedział, że pojąłem cię doskonale, śmiem na jedno jeszcze zwrócić ci uwagę, a mianowicie, czy pomyślałeś nad tem, coby się stało, gdyby w pobliżu pojawił się jaki inny okręt?
— Spaliłby się tak samo.
— A jeżeli onby nadpłynął z góry... Jemu przecie nicby nie groziło. Zarzuciłby kotwicę, no i są świadkowie twego czynu. Wyobraź sobie wówczas swoje położenie!
— Mam nadzieję, że to obawa zbyteczna; gdyby jednak istotnie wypadek taki się zdarzył, to trudno. Już jabym się postarał w inny sposób o to, aby ów okręt nie mógł być dla mnie szkodliwy. Zresztą czyż moja byłaby w tem wina, że nafta przypadkowo się zapaliła i to właśnie w chwili, gdy reis effendina raczy zaszczycić swą obecnością ten zakątek? Kto śmiałby mieć do mnie jakiekolwiek pretensye?
— Hm, mimo wszystko, lepiejby było, żeby nikt nie stanął na przeszkodzie.
— Niech sobie będą przeszkody, jakie chcą, nie robię sobie nic z tego. Bo czyż i obecnie mało jestem prześladowany? Czy mogę naprzykład pokazać się w Chartumie? Jestem wyjęty z pod prawa. Nikt nie wie, gdzie właściwie mieszkam. Występuję przeciw prawu, a ono również występuje przeciw mnie. Tu mam