Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/147

Ta strona została przepisana.

jeszcze niejedno do załatwienia i potem dopiero zniknę i dlatego będzie dla mnie zupełnie obojętną rzeczą, gdy się kto dowie, że reis effendina zginął przezemnie. Szkoda tylko, że okręt spłonie, wobec czego będę musiał wyrzec się łupu. Pocieszam się tylko tem, że najbliższy połów wynagrodzi mi tę stratę. Urządzam wkrótce ghazuah[1] z takiem przygotowaniem, jak jeszcze nigdy, co cię ucieszyć powinno. Zresztą nie mówmy już o tem, bo lampa gaśnie i czas spać!
I istotnie w lampie zabrakło już oleju, a płomyk konał powoli, aż nareszcie zgasł i w kajucie zapanowała zupełna ciemność. Leżałem z otwartemi oczyma, myśląc o tem wszystkiem, czego się dowiedziałem, ze zgrozą i zdziwieniem. Szatański iście plan tego opryszka trzeba było za wszelką cenę unicestwić. Ale jak? Najprostszy sposób był ten, aby wymknąć się z Ben Nilem i wrócić do Hegazi celem ostrzeżenia na czas reisa effendinę. Nie miałem jednak pojęcia, gdzie znajduje się Ben Nil i czy wogóle było możliwe wydobyć go z pod opieki dwu towarzyszy. Oczywiście postanowiłem na wszelki wypadek spróbować szczęścia w tym kierunku, ale nie wcześniej, aż lbn Asl zapadnie w twardy sen. Oczekiwałem tego bardzo niecierpliwie, minuty płynęły wolno, jakby to były miesiące, lata... nareszcie dosłyszałem długi, rytmiczny oddech i chrapanie. Rozwinąłem się z siatki, wstałem pocichu i dla pewności poruszyłem Ibn Asla lekko za nogę. Nie obudziło go to i byłem pewny, że śpi snem „sprawiedliwego“. Wylazłem pocichu, jak kot, do przedniego przedziału i odłożyłem wszystko to, coby mi mogło przeszkadzać w czasie poszukiwania towarzysza.

Wydostawszy się na otwarty pokład, przyczaiłem się na chwilę w cieniu kajuty, nasłuchując wokoło. Nie zauważyłem nikogo. Część ludzi skryła się widocznie po zakamarkach okrętowych, szukając schronienia przeciw owadom, na lądzie zaś błyszczał tylko

  1. Wyprawa na połów niewolników.