Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/148

Ta strona została przepisana.

jeden ogień, przy którym leżało kilku ludzi. Nie zauważyłem wcale warty ani na brzegu ani na pokładzie, mimoto przestrzegałem wszelkich środków ostrożności. Położyłem się na brzuchu i w takiej postawie posuwałem się po pokładzie w tył okrętu, gdzie również znajdowała się kajuta, z której dochodziły niewyraźne dźwięki rozmowy. Przytuliłem się więc do cienkiej ściany i jąłem nasłuchiwać. Już z kilku słów wyrozumiałem, że Ben Nil ma zamiar wybadać oficerów i w tym celu podtrzymuje rozmowę i zadaje im pewne pytania, dotyczące naszej sprawy. Mimo tedy tej gorliwości w mojej sprawie, byłem zły, że udaremnił moje przedsięwzięcie. Byli bowiem wszyscy tak rozgadani, że o spaniu ani mowy! A gdyby zresztą posnęli nad ranem, to ucieczka byłaby wtedy bardzo utrudniona. Ponadto wywnioskowałem po głosie, że Ben Nil leżał w tyle pod przeciwną ścianą, a przed nim obaj jego przygodni towarzysze. Gdyby więc nawet chciał wyjść, to musiałby przełazić przez nich obu i kto wie, czy nie pobudziliby się, i wtedy wszystko na nic.
Cóż tedy było począć? Gdybym uciekł, a jego zostawił, czekałaby go niechybna śmierć. A szkoda dzielnego chłopaka. Wypadało więc i mnie zostać, ale w takim razie grozi reisowi effendinie straszne niebezpieczeństwo, któremu bądź co bądź zaradzić trzeba było koniecznie i to zaraz, bo gdyby naprzykład był się pojawił rano — jużby wszelka pomoc była spóźniona. Gdyby tu szło o napad, to zupełnie co innego, ale ów pomysł z naftą był naprawdę niebezpieczny i należało go w jakikolwiek sposób unicestwić. Wówczas, choćby nawet reis effendina nadpłynął, to przynajmniej nie spaliłby się, a tylko miałby z opryszkami orężną rozprawę.
Cóż tedy robić? Postaczać beczki do wody? Niemożliwe, bo narobiłbym tem dużo hałasu, zresztą nie jest pewnem, czy prąd wody zabrałby je, czy też zatrzymałyby się koło okrętu. Na ten wypadek Ibn Asl