Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/151

Ta strona została przepisana.

kazałby je wydobyć i wykonałby potem swój plan. Nagle przyszła mi do głowy świetna myśl: wypuścić naftę! Niech beczki stoją na miejscu. Przypomniałem sobie, że w przedniej kajucie znajduje się skrzynia z narzędziami i kto wie, czy niema tam świderka. Byłby to jedyny sposób ocalenia reisa effendiny i jego asakerów.
Co powie na to Ibn Asl, gdy zawczasu dowie się, że beczki próżne — mniejsza o to. Nie ulegało zresztą wątpliwości, że podejrzenie padnie tylko na mnie, ale nie zastanawiałem się nad tem zbytnio i wróciłem czemprędzej do kajuty. Ibn Asl spał, jak zabity, wobec czego mogłem szukać świderka w pośród narzędzi w przedniej kajucie. Nie szło to oczywiście bardzo gładko, bo musiałem się sprawować tak cicho, aby nie spowodować najlżejszego szmeru. Znalazłem kilka świdrów, niestety były za grube i dopiero niemal na samem dnie skrzyni namacałem jeden nie grubszy od ołówka. Ten wydał mi się najodpowiedniejszy. Schowałem go i, przekonawszy się raz jeszcze, że Ibn Asl chrapie w najlepsze, poczołgałem się na brzuchu przez pokład, dostałem się po drabince na brzeg, gdzie na szczęście nie było żadnej warty. Chyłkiem pocichu skradłem się do beczek i rozpocząłem robotę. W każdej beczce trzeba było zrobić po dwa otwory, jeden u góry celem dopuszczenia do środka powietrza, drugi u dołu do wyciekania płynu. Zadanie było ogromnie trudne, bo za wszelką cenę nie chciałem dotknąć się nafty, woń bowiem lub plama na odzieży zdradziłaby mnie później niezawodnie.
Beczki stały tuż niemal nad samą wodą, widocznie w tym celu, aby można w jak najkrótszym czasie wypuścić ich zawartość, która miała do popłynięcia zaledwie kilka stóp ziemi. Nie upłynęło nawet piętnaście minut, gdy byłem z całą robotą zupełnie gotowy, poczem wymyłem świderek w wodzie, wytarłem piaskiem i trawą i wróciłem na okręt. Po upływie kilku minut świderek spoczywał spokojnie na dnie skrzyni, a ja, owinięty w siatkę, leżałem na swojem miejscu.