— Miałeś słuszność, Amm Selad, ostrzegając mnie, że ogień mógłby być niebezpieczny dla mego statku. Trzeba go zaciągnąć tam, powyżej i mam nadzieję, że reis effendina nie pojawi się w tym czasie.
To dlatego wszyscy jego ludzie patrzyli ku nam, pomyślałem, a teraz przyszli w znacznej liczbie na pokład, celem usunięcia stąd okrętu... i.... Wtem rzucili się nagle na nas obu. Stało się to tak nieoczekiwanie i szybko, że w okamgnieniu leżeliśmy obaj na pokładzie ubezwładnieni i skrępowani jak barany.
Ibn Asl zmienił się na twarzy nie dopoznania. Gdy jego ludzie cofnęli się parę kroków od nas, przystąpił do mnie i rzekł, przybierając wielce srogą minę:
— Nie spodziewałeś się tego zapewne, co? Spostrzegłem odrazu, że mam do czynienia z niebyle jaką głową i dlatego musiałem z tobą postępować również chytrze i podstępnie, no, ale teraz już dość. Nie mam wiele czasu na dalszą zabawkę i załatwię się z tobą całkiem krótko.
— Jestem zdziwiony — odparłem — i nie mam pojęcia, z jakiej przyczyny pestępujesz ze mną tak po barbarzyńsku.
— No, Oczywiście... ty wogóle nie wiesz o niczem, a najmniej chyba o tem, że ktoś podsłuchał waszą rozmowę.
— Mógł sobie podsłuchać — przerwałem mu śmiało i szybko, oryentując się w całej sprawie. — Nie mówiliśmy przecie nic takiego, coby dało powód do nieludzkiego obchodzenia się z nami.
— Taak? Czy sądzisz, że istotnie uda ci się oszukać Ibn Asla? Jesteś za głupi na takie rzeczy. Ten oto człowiek — tu wskazał jednego z drabów, który pierwszy rzucił się na mnie — leżał na dachu kajuty i słyszał całą waszą rozmowę, a potem spuścił się po linie do łódki i przybył do mnie z oznajmieniem o wszystkiem. Chcesz może zaprzeczyć temu?
— Ani myślę. Ale o czem mówiliśmy, że cię to doprowadziło do takiej pasyi?
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/156
Ta strona została przepisana.