Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/158

Ta strona została przepisana.

— Ale mimo wszystko wyrażaliście obawę o reisa effendinę.
— I znowu twój wywiadowca pomylił się w zupełności. Mówiłem o reisie, to prawda, ale nie jakobym się obawiał o niego, lecz jego.
— A wczoraj mówiłeś mi, że się go nie boisz, jakże to pogodzić jedno z drugiem?
— Wczoraj nie wiedziałem jeszcze, o co idzie, ale dziś, gdy poznałem cały twój plan i gdy widzę, że to wszystko może się stać zaraz, to jest: sprawa cała może się nadspodziewanie przyspieszyć...
— Przyspieszyć? — przerwał mi żywo — Co chciałeś przez to powiedzieć? Kto mógłby...
— Sam reis, który wylądował przecież w Hegazi. Zwabiłeś go przecie zmyśloną wiadomością, że właśnie w tem miejscu przeprawi się przez Nil transport niewolników, wobec czego przebiegły reis, musiał się domyśleć, że znajdują się tu łowcy niewolników i handlarze. I jak ci się zdaje? Reis, wiedząc o tem, popłynie spokojnie aż tu, jakby to był jakiś spacer dla przyjemności?
— Co ty mówisz?
— Uważam za bardzo możliwe, że reis efiendina zostawił okręt w Hegazi a sam na czele asakerów maszeruje lądem, by z tyłu spaść nam na karki, podczas gdy my wszyscy mamy oczy zwrócone na rzekę. I oto dlaczego obawiam się reisa...
— Allah! To prawda! Nie pomyślałem o tem, musimy natychmiast rozstawić posterunki od strony lądu....
Nie dokończył, bo w tej chwili przybył z dołu zdyszany mocno posłaniec i oznajmił, że okręt z góry się zbliża. Część załogi pod dowództwem jednego z oficerów rzuciła się natychmiast do łodzi i popłynęła naprzeciw.
Wstąpiła we mnie nadzieja uwolnienia z więzów, lecz Ibn Asl nie spieszył się z tem bynajmniej i pytał.
— Skąd wiesz, żeśmy zwabili tu podstępnie reisa effendinę?