Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/159

Ta strona została przepisana.

Nie mogłem mu na to odpowiedzieć prawdy, bo ów człowiek, stojący wczoraj na warcie w Hegazi, bardzo mnie prosił o zachowanie tajemnicy, a że czułem do niego wdzięczność za udzielenie mi tak pożądanych wiadomości, nie chciałem mu wyrządzić krzywdy, odrzekłem więc:
— Wspomniał ktoś o tem koło drugiego ogniska, gdyśmy siedzieli wieczorem...
— Kłamstwo! Tego nikt z siedzących w pobliżu nie mógł powiedzieć, bo wtajemniczone są tylko cztery osoby, to jest: ja, obaj oficerowie i ów strażnik w Hegazi. Sądzę, że od żadnego z nich nie dowiedziałeś się, lecz od kogoś innego, może nawet od samego reisa, co? Miałem już zamiar zaufać ci nanowo, ale przekonuję się, że z ciebie nielada wykpiś i, zanim wypuszczę cię na wolność, muszę zbadać całą sprawę bardzo dokładnie. jeżeli chociaż cień podejrzenia padnie na ciebie — biada ci, możesz mi wierzyć. Teraz nie mam czasu na to. Zostaniecie tu pod strażą na pewien czas.
Odwrócił się nagle od nas, bo uwagę jego zwróciło pojawienie się statku, ku któremu dobiła łódź dopiero co wysłana. Ktoś z pokładu okrętu porozumiewał się z załogą, znajdującą się na łodzi, potem jakiś człowiek zszedł do tej łodzi, a statek zatrzymał się na kotwicy u brzegu.
Koło nas obu stał na warcie jeden z członków bandy i nie spuszczał z nas oczu ani na chwilę. Nie obawialiśmy się jednak zbytnio. Przypuszczałem mimo wszystko, że usprawiedliwienia moje wywrą choć w części pożądany skutek. Dowieść nam przecie nie mógł Ibn Asl niczego. W każdym razie jedno tylko napełniało mnie straszną obawą, a mianowicie roiłem najrozmaitsze i nawet najgorsze przypuszczenia na wypadek odkrycia tajemnicy co do sprawy z naftą. Nie ulegało bowiem wątpliwości, że podejrzenie zwróci się jedynie na mnie mimo, iż dowodów ku temu, prócz podsłuchanych moich słów, nie było żadnych. Niestety