Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/179

Ta strona została przepisana.

kich słowach, jakie przeszedł koleje od czasu rozstania się z Ben Nilem, spotkał mianowicie pewien okręt, który wybierał się w kierunku Faszody, a że kapitan znał go przypadkowo, zabrał go ze sobą i powierzył mu czynności sternika. Dziś właśnie, wracając już z tej podróży, spotkali łódź, a w niej kilku łowców, którzy z rozkazu Ibn Asla ostrzegli kapitana przed niebezpieczną wyspą z trawy omm sufah. Zajęła ona — opowiadali — prawie całą szerokość Nilu i dalej płynąć niepodobna. Kapitan wysłał tedy sternika naprzód razem z tymi ludźmi, aby wybadał teren, a sam tymczasem zarzucił kotwicę u brzegu. I oto stary marynarz zamiast wysp omm sufahowych napotkał legowisko łowców, okręt, no i — wpadł w zdradliwą sieć, z której wymotać się niema już sposobu. Klął więc, na czem świat stoi, i zasypywał nas pytaniami, dlaczego Ibn Asl tak śmiertelnie nas nienawidzi, a gdy mu Ben Nil krótko objaśnił, ozwał się płaczliwie:
— Allah, któżby się był tego spodziewał! Teraz iuż napewno wiem, że godziny mego życia są policzone, bo ten handlarz niewolników pomorduje nas bez litości. Nie zobaczę już swoich ukochanych nigdy i zginę marnie, jak pies.
— Nie rozpaczaj, nie narzekaj, — upominał go Ben Nil — bo to przeszkadza effendiemu w myśleniu! Bądź więc cicho, a on już znajdzie jakiś sposób wyjścia z tej niedoli, inaczej zaszkodzisz nam obu, a sobie nic nie pomożesz. Nie uczyniłeś zresztą lbn Aslowi nic złego, więc nie ma on prawa krzywdzenia cię w czemkolwiek.
— Jakto, czy nie słyszałeś, co on mówił? Posądza mnie o to, że jestem z wami w zmowie, i dlatego zgotuje mi ten sam los, co wam.
Stary przedstawiał mi się jako wielki egoista, bo myślał i mówił tylko o sobie, a o los wnuka, któremu groziło większe niebezpieczeństwo, wcale a wcale się nie troszczył. Co do tego, to przypuszczenia moje okazały się mylne. Jeszcze w Gizeh przekonałem się,