Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/183

Ta strona została przepisana.

bezbronnemi ofiarami i dlatego nauczka była dla niego bardzo pożądana, i gdyby nawet zagrażała jego życiu, tem lepiej. Zebrałem wszystkie siły i w okamgnieniu skurczyłem kolana i, wyprężywszy nogi nagłym rzutem, kopnąłem go w brzuch tak silnie, że wywrócił koziołka, potrącił kilku obok stojących gapiów i padł na pokład bez przytomności. Z ust buchnęła mu krew, widocznie przeciął sobie język. Wywołało to nieopisany popłoch wśród całej załogi, jedni klęli, drudzy odgrażali się zapalczywie i dopiero Ibn Asl uspokoił ich, zajmując się następnie poturbowanym, który nie dawał ciągle znaku życia. Zabrano go na bok, a Ibn Asl, zacisnąwszy pięść, syknął do mnie:
— Odpokutujesz to dziesięciokrotnie, postąpię z tobą zupełnie inaczej, niż przedtem postanowiłem. Chwyćcie go — dodał do swoich ludzi — tak silnie, żeby się ani ruszył, i ręce wyciągnąć mu na wierzch, zaczniemy operacyę!
Opadło mnie sześciu potężnych drabów, czemu nie stawiałem najmniejszego oporu. jeden przyniósł obcęgi, które podczas zajścia daleko na pokład odleciały, i zamierzył niemi wyrwać mi paznogcie.
— Jedno słowo, Ibn Asl! — krzyknąłem teraz — Czyń ze mną, co ci się podoba i zapewniam cię, że ani jednego jęku nie usłyszysz z moich ust. Zwracam ci jednak uwagę, że wszystko to, co od ciebie ucierpię, spotka w równej mierze Abd Asla, twego ojca!
— Me...e...go ojca? — zapytał zdziwiony.
— Tak i nietylko jego, ale wszystkich, którzy się razem z nim znajdują.
— Co wiesz o moim ojcu? Gdzie on jest?
— Wyprawił się przeciw mnie, by mnie schwycić.
— No... to prawda... ale znowu wymknąłeś mu się, widocznie nie mógł cię odnaleźć.
— Owszem, nie odnalazł mnie, ale natomiast ja jego odnalazłem i to w taki sposób, że odechce mu się na całe życie podobnego spotkania.