Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/202

Ta strona została przepisana.

dogodne miejsce na rozłożenie się. Zapalono też więcej ognisk, co wywnioskowałem z cieni drzew.
Nadeszła teraz długo oczekiwana chwila. Wydobyłem z ukrycia nóż i przyczołgałem się do Ben Nila tak, że, trzymając nóż w zębach, rozciąłem powróz na jego rękach. Była to najcięższa i najbardziej żmudna praca, bo łatwo można go było skaleczyć. Reszta poszła gładko i tak zręcznie, że stojący na straży ani się spostrzegł, czy co wewnątrz zajść mogło. Wolni już wszyscy trzej od więzów, wyprostowywaliśmy członki za pomocą ostrożnych ruchów i czekaliśmy na przybycie znajomego, niestety dopiero po upływie pół godziny zatrzeszczały schody i usłyszeliśmy jego głos:
— Słuchaj no! Nowiny, powiadam ci, niesłychane nowiny przyniósł Oram. Szkoda, że nie możesz posłuchać.
— Dyabli nadali wartę w tak ważnej chwili — odrzekł pełniący służbę — Cóż tam takiego?
— Ów niewierny effendi mówił prawdę. Nasi towarzysze zostali istotnie schwytani, a ośmiu z nich zabito kolbami w walce.
— Allah niech zgubi reisa effendinę, a ten chrześcijański effendi otrzyma należytą nagrodę od nas i nawet zbyteczną byłoby rzeczą przeklinać go. W jaki sposób zdołał się wymknąć Oram? Czy może wogóle nie dał się schwytać?
— Gdzież tam, schwytano go, ale asakerzy nie związali go zbyt silnie i nad ranem zdołał wymknąć się im z rąk, a nawet zabrał im wielbłąda i oczywiście popędził co tchu w kierunku Hassanii, aby nas zawiadomić, ale spóźnił się biedak ledwie o kilkadziesiąt minut.
— A dlaczego nie pędził wprost do naszego obozu, tylko kołował w górę Nilu?
— Bo nie mógł inaczej. Tam właśnie ciągnęli asakerzy reisa effendiny, a schwytanych nowych towarzyszy nie odstawiono do Chartumu, jak chciał