Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/203

Ta strona została przepisana.

początkowo effendi, lecz do Hegazi. Tam asakerzy oczekują effendiego.
— Mogą sobie czekać do sądnego dnia, a zresztą doczekają się natomiast Ibn Asla, który niezawodnie pospieszy na pomoc schwytanym.
— Oczywiście.
— Mój kochany, możebyś mnie zastąpił tutaj przez chwilę, ofiaruję ci za to chętnie....
— Dajże mi pokój, stałem dopiero całe dwie godziny.
Po tych słowach wybiegł w górę. Dotrzymał więc przyrzeczenia, a ponadto udzielił mi w ten naturalny wprawdzie, ale nader dowcipny sposób bardzo ważnych wiadomości i dlatego przygotowałem dla niego umówioną nagrodę, mimo, że należał do moich wrogów i jako zły wogóle człowiek nie zasługiwał na to. Mogłem zresztą nie dotrzymać przyrzeczenia, ale niech tam wie, że chrześcijanin jest uczciwy i, co raz obieca, od tego się nie uchyli.
Rozmowa ostatnia zresztą była dla nas jeszcze pod innym względem korzystną. Zaintrygowany strażnik wystąpił wysoko na schody, aby chociaż coś niecoś podsłuchać, a ja tymczasem mogłem śmiało wyjść z komórki. Zupełnie inaczej mogłoby było się stać, gdyby człowiek ten czuwał tuż koło drzwi. Rygiel odsunąłem za pomocą noża jeszcze w czasie ich głośnej rozmowy, co uszło zupełnie ich uwagi, teraz łatwo już było o swobodę ruchów. Postępowałem tak zręcznie naprzód, a obaj towarzysze tuż za mną, że ani się spostrzegł, kiedy stanąłem tuż za jego plecyma, i w chwili, gdy chciał zawołać na towarzyszy, aby go zastąpiono, chwyciłem go obydwoma rękami za gardło, a towarzysze związali go w okamgnieniu, poczem zakneblowaliśmy mu usta jego własnym fezem i, zaniósłszy go do komórki, zaryglowaliśmy za nim drzwi. Na pokład wyszedłem następnie sam i począłem nasłuchiwać i rozglądać się w około. Na nasze szczęście nie było na pokładzie żywej duszy. Wróciłem w dół, złożyłem