Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/220

Ta strona została przepisana.

— Effendi! Jakże się cieszę, jakże niezmiernie się cieszę! Pójdź w moje objęcia, niech cię przycisnę do serca!
Radość jego była zarówno wielka jak i szczera i ja również omal się nie rozrzewniłem. Przystąpili też natychmiast do mnie obaj oficerowie, stary onbaszi i wielu innych, ściskając mi ręce serdecznie. Jeden tylko stał dłuższy czas na uboczu i, dopiero gdy już wszyscy powitali się ze mną, roztrącił ich i stanął naprzeciw. Była to postać chuda z długimi członkami jak u małp i ogromnie komiczna.
— Effendi, o effendi, — jęczał i skomlił — dusza moja pełna jest rozkoszy, a serce wyskoczyć mi chce z piersi i oko w głowie rzuca się z radości, że cię znowu ujrzało. Tęskniłem do ciebie jak zakochana żona do męża. Bez ciebie życie jest dla mnie ciemne, jak w garnku odwróconym dnem do góry, i przykre, jak but do nogi niedobrany. Nikt o mnie się nie troszczył, nie pamiętał, nie zwracał uwagi na moje słowa. Dzielność moją psy zjadły, a odwaga wyschła, jak plama dziegciu na rękawie mej szaty. Aż oto przechodzi przez moje kości rozkosz i czuję, że moje przymioty odżyją nanowo i zagrają wszystkimi kolorami tęczy, jak bańka mydlana, i...
— Prysną — przerwałem, podając mu rękę, i cofnąłem się o krok w tył w obawie, by mnie nie chwycił w ramiona, któremi dwa razy mógł mnie opasać.
Człowiek ten, podobny do szubienicy, był moim drugim służącym i nazywał się Selim. Zostawiłem go u reisa effendiny przed wyprawą do Fessarów, bo zawsze robił wszystko odwrotnie, niż najeżało, i mógł mi nieraz być poważną przeszkodą w rozmaitych przedsięwzięciach.
— Effendi, — rzekł do mnie, robiąc pociesznie czułą minę — żebyś ty wiedział, jak ja się tu sprawowałem przez cały czas! Byłem dla nich wszystkich świecznikiem i wzorem cnót wszelakich i zapewne takiego wzoru nie znajdą już nigdy w życiu...