Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/222

Ta strona została przepisana.

— Schwyt... — słowo zamarło mu na ustach i dopiero po chwili dodał: — Effendi, bierzesz mnie na kawał...
— Nie, emirze.
— Domyślałem się, że jesteś w zachodnim stepie, a ty tymczasem, Allah wie którędy, rozbijasz się za Ibn Aslem, którego szukam nadaremnie.
— Rzecz zupełnie prosta, opowiem ci, tylko rozkaż swoim ludziom, by byli cicho! Pożądane jest dla nas, by w Hegazi nie dowiedziano się o niczem, co się tu dzieje, bo Ibn Asl ma tu swoich szpiegów. Tutejszy szejk el beled naprzykład jest z nim w porozumieniu.
— Masz na to dowody?
— Wiedział on doskonale, że Ibn Asl urządził na ciebie zasadzkę i nawet pomagał mu w tem zbrodniczem przedsięwzięciu, bo ofiarował konia do dyspozycyi strażnikowi, który tu oczekiwał twege przybycia i miał o niem zaraz donieść Ibn Aslowi.
— I ty wiesz o tem wszystkiem, człowieku, ja nie wytrzymam dłużej... Musisz mi wszystko opowiedzieć dokładnie. Chodź do mojej kajuty, a tego sternika z bandy łowców trzeba związać i wtrącić do kaźni!
— Nie, emirze! To dobry, uczciwy człowiek i polecam go twoim względom. Objaśnię cię później, a tymczasem każ im dać posiłek obydwom, bo od wczoraj nie mieliśmy nic w ustach!
— A więc jesteś głodny i ty? Ależ chodźno czemprędzej do mojej kajuty, będziesz miał, czego tylko dusza twoja zapragnie!
Powiedziałem emirowi, by kazał pogasić światła na pokładzie i masztach, poczem zeszliśmy do wspaniale urządzonej kajuty, gdzie usługiwał nam Azis. Emir kazał przynieść wszystkiego, co tylko było w zapasie, nie brakło nawet paru flaszek wina, ponieważ emir wyemancypował się z pod przepisów koranu co do tego napoju. Spożywałem z wielkim apetytem, co Azis podał, i opowiadałem reisowi effendinie zajścia ostatnich