się na nic, bo to tchórz ostatniego gatunku. Chyba że w ostatecznym razie zdobędzie się na jaki fortel, którego bądź co bądź lekceważyć nam nie wolno, gdyż pod tym względem ma gałgan pewne zdolności.
— Hm, posłuchaj! Jeżeli wybiorę się naprzód i pozostawię go w pewnem oddaleniu, to bardzo jest możliwe, że napadnie na karawanę, a pomoc z naszej strony mogłaby być spóźnioną.
— Co do karawany, to wcale nie bałbym się o nią, gdybym tam był na miejscu. Wiem napewno, że nie zdołałby jej zwyciężyć, ale mam na myśli zupełnie co innego. Nieraz już udało mi się podstępem uzyskać tyle, ile nie zdołałbym nawet bardzo znaczną przemocą i gwałtem, i zresztą miałeś sam liczne tego dowody. Otóż chciałbym podstępem własnym podejść Ibn Asla i, jeżeli tylko nie popełnię jakiego błędu w planie, ręczę z góry za pomyślny skutek.
— Cóż więc obmyśliłeś?
— Zastawić łapkę. Wiesz o tem zapewne, że znajomość pola walki jest dla każdego wodza rzeczą bardzo waźną, bo od niej w znacznej części zawisło zwycięstwo lub klęska. Tak naprzykład, gdy wódz zwabi nieprzyjaciela w miejsce, gdzie wszystko zostało należycie do walki przygotowane, to może być pewnym powodzenia. W tym wypadku gdybyś poszedł w otwarty step, to nie wiedziałbyś, gdzie szukać wroga, i nie miałbyś pojęcia, wśród jakich okoliczności przyjdzie do potyczki. Owóż, aby tego uniknąć, wyznaczymy z góry miejsce ku temu i będziemy go tam oczekiwali.
— Czy tylko zechce tam przyjść!
— Że istotnie ściągniemy go tam, w tem już moja głowa.
— Obrałeś już takie miejsce?
— Bardzo dogodne, a mianowicie Dżebel Arasz Kwol. Leży ono tuż w pobliżu linii wytycznej, którędy iść ma nasza karawana, a więc przez to samo również blizko drogi Ibn Asla. Byłeś tam zapewne.
— Pięć razy i znam nawet dobrze całą okolicę.
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/226
Ta strona została przepisana.