— Cieszy mnie to, bo nie muszę towarzyszyć ci na miejsce dla zaznajomienia cię z terenem. Są tam dwie zatoki, a właściwie bagna, które połączone są ramieniem z głównem korytem rzeki. Północna jest większa i dłuższa, niż południowa. Znasz ten zakątek?
— Doskonale. Większa z zatok nazywa się maijeh el Humma[1], nazwy zaś mniejszej nie pamiętam.
— Otóż właśnie mam na myśli to bagno febry. Ciągnie się ono u stóp góry wązkiem pasmem tak daleko, że do przejścia pieszo z jednego końca na drugi potrzeba conajmniej czterech godzin. Mniej więcej w samym Środku tej długości jest większe zagłębienie w grzbiet skalistego brzegu, zarośnięte mocno omm sufah, a na krawędziach wznoszą się wysokie, cieniste drzewa gafulowe[2], które zwracają szczególniejszą uwagę wędrowca, bo rzadko tego gatunku drzewa osiągają taką wysokość.
— Znam je, nadzwyczaj przyjemny ich zapach rozchodzi się po całej okolicy i łagodzi wyziewy bagna. Pieszo można przejść tamtędy całkiem śmiało, lecz na wielbłądzie trzeba bardzo uważać, bo skały wznoszą się prawie prostopadle tuż nad samą wodą, a na wązkiej drożynie leżą potężne głazy, stoczone z góry. Tę drogę właśnie naokoło wklęśnięcia zatoki w głąb skał nazywają tubylcy darb el Muzibi[3], bo niejeden podróżny nabawił się tu kalectwa lub stracił życie.
— Mam nadzieję, że i dla Ibn Asla droga ta będzie nieszczęśliwą.
— W jakiż sposób zwabisz go w to miejsce?
— Że go zwabię, nie ulega najmniejszej wątpliwości, ale w jaki sposób, niestety sam jeszcze nie wiem i myśl o tem przyjdzie w decydującej chwili. Droga nieszczęścia wiedzie wzdłuż brzegu zachodniego. Czy znasz także wschodni?
— Doskonale.