Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/229

Ta strona została przepisana.

— Zostaw to już mnie, potrafię sobie dać radę! Otóż, przybywszy na miejsce z Ben Nilem, udam się do szejka el beled niby tak, jakbym dopiero wprost z maijeh powrócił, i opowiem mu, co zaszło koło dżezireh Hassanii.
— Wyjawisz mu swoje właściwe nazwisko?
— Rozumie się. Gdybym tego nie uczynił, to i tak dowiedziałby się później od Ibn Asla i oczywiście nie wierzyłby wówczas memu opowiadaniu, co mogłoby pokrzyżować moje plany. Muszę zachowywać się tak, jakgdybym miał do niego zupełne zaufanie; będzie to łatwe, bo on należy przecie do zwierzchności i ja, jako do takiego, zwrócę się nibyto o pomoc. Oddam mu w przechowanie łódź z tem, że później za swej bytności w tej okolicy odbierzesz ją od niego.
— Powiadasz, że popłyniesz do Hegazi z Ben Nilem. A co będzie, gdy szejk dowie się później o tym trzecim, Abu en Nilu? Jak wytłómaczysz jego nieobecność?
— Bardzo łatwo. Mogę powiedzieć naprzykład, że uciekł mi w obawie, aby się z tobą nie spotkał, albo, że utopił się w czasie ucieczki.
— Po co mi go zostawiasz? Mógłby przecie przydać się tobie.
— Mam tylko dwa wielbłądy wierzchowe.
— Dokąd się wybierzesz?
— Naprzeciw karawany, którą opuściłem, aby ciebie ostrzec przed zasadzką, a że jesteś uratowany, mogę już teraz śmiało powrócić do niej, tembardziej, że nadarza się znakomita sposobność schwytania Ibn Asla. Ucieczka moja była dla niego strasznym ciosem, który za wszelką cenę zechce sobie powetować, i wyprawi się przeciw karawanie, by uratować ojca i jeńców. Jeżeli więc usłyszy, że się tam udałem, ucieszy się niezmiernie, bo wstąpi weń nadzieja ponownego schwytania mnie do niewoli. Napadnie więc na karawanę z wszelką pewnością, no i wlezie w pułapkę.
— Ba, ale ty sam jeszcze nie wiesz, w jaki sposób wciągniesz go w tę zasadzkę.