szkoda każdej chwili. Do widzenia więc, kochany emirze, przy lepszej sposobności!
Reis effendina podał rękę mnie i Ben Nilowi i poszedł pieszo do Hegazi, my zaś wypoczęliśmy tak długo, ile mniej więcej czasu potrzebował reis effendina na odbycie swej drogi, potem wsiedliśmy do łódki i popłynęli na przeciwległy brzeg. Ukrywszy łódź w trzcinie, podążyliśmy pieszo brzegiem tak daleko, dopóki nie spostrzegliśmy Hegazi. „Sokół“ stał jeszcze w miszrah i dopiero po upływie jakiej pół godziny rozpiął żagle i wyruszył w drogę. Wówczas cofnęliśmy się pomału i następnie popłynęliśmy łodzią ku Hegazi.
Ben Nil słyszał całą moją rozmowę z reisem effendiną i był bardzo przejęty moimi planami i wręcz palił się do walki ze znienawidzoną zgrają opryszków. Ja zaś przemyśliwałem nie bez troski nad tem, czy zastanę w domu szejka el beled, od czego zawisło bardzo wiele. Nie spodziewałem się nawet, że on.... wyjdzie sam naprzeciw. Spotkaliśmy go w miszrah; stał na brzegu i, skoro tylko wylądowaliśmy, zagadnął nas uprzejmie:
— Sallam aleikum! Wy tutaj? Sądziłem, że mieliście zamiar udać się na „Jaszczurce“ do Faszody, a wielbłądy zabrać dopiero później za powrotem.
— Dziękuję, do Faszody stąd będzie co najmniej dziesięć dni drogi, a my wcale nie mieli zamiaru do tak dalekiej podróży. Mimoto rzeczy tak się ułożyły, że byłbyś musiał o wiele dłużej mieć w opiece nasze wielbłądy.
— Nie rozumiem — — odparł, udając minę wielce zdziwionego, ale mimo wszystko, nie mógł ukryć pomieszania i opanować się należycie.
— Opowiem ci, – rzekłem – ale na osobności, bo rzecz niesłychanie ważna i jedynie ciebie mogę wtajemniczyć we wszystko.
Zasmucasz mnie tem, panie, — zauważył, postępując za nami na bok. — Cóżby znowu takiego
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/233
Ta strona została przepisana.
– 207 –