ważnego miało zajść w tak marnej wioszczynie, jak nasza?
— O, zdziwisz się, gdy usłyszysz. — Znasz człowieka, któremu pożyczałeś konia tu w Hegazi?
— Bliżej nie. Mówił mi, że należy do załogi „Jaszczurki“, która zatrzymała się koło dżezireh Hassanii.
— Czy wiesz, czyj to był okręt?
— Człowiek ten objaśnił mnie, że to statek handlowy z Berberyi.
— Nie pytałeś się o właściciela?
— Po co? Co mnie mógł obchodzić ten okręt? Nie jestem przecie ani naczelnikiem ani strażnikiem portu i nie mam potrzeby zaprzątania sobie głowy nazwiskami wszystkich przepływających tędy okrętów i ich właścicieli.
— Racya, ale źle się stało, żeś tego nie uczynił, bo byłbyś nas z pewnością ostrzegł przed niebezpieczeństwem utraty życia.
— Utraty życia? — przerwał zalękniony — Allah ’l Allah! Czyżby wam groziło coś podobnego?
— O, tak! Dowiedz się, że „Jaszczurka“ to okręt największego pod słońcem przestępcy i rabusia niewolników. Domyślasz się, o kim mówię?
— Nie wiem. Czy byłbym zdolny do podobnego domysłu? Za najstraszliwszego z rabusiów uchodzi Ibn Asl, którego Allah niech potępi — jednakże ten nie śmiałby zapuszczać się aż tutaj.
— Otóż on istotnie miał odwagę ku temu.
— Co ty mówisz? O Allah! Gdybym był o tem wiedział! Zebrałbym wszystkich mężczyzn z Hegazi i wyruszył, by go złapać i odstawić do reisa effendiny.
— Znasz tego wicekrólewskiego urzędnika?
— Rozumie się. Rozmawiałem z nim nie dawniej jak przed godziną.
— Co? — wykrzyknąłem, udając zdziwionego wielce. — On był tutaj?
— Dziś był tu, wczoraj zaś koło Hassanii.
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/234
Ta strona została przepisana.