— Wy... wiadow... Ty uważasz go za wywiadowcę? Któżby go wysłał?!
— Może Ibn Asl, który chce zemścić się na mnie.
— Skąd on może wiedzieć, że tu się znajdujesz?
— Nie było to dla niego zbyt trudne dowiedzieć się, że odprowadzałem niewolnice do ojczyzny. Nie mniej łatwo mu było przewidzieć, że potem przybędę do Chartumu. A zatem spodziewał się, że może mnie spotkać na przestrzeni między temi dwoma miejscami.
— Ha.. skoro tak mówisz... możliwe... trochę zaczynam pojmować... on bardzo pragnie zemścić się na tobie; tak, tak, to można już sobie wyobrazić. Udał on się pewnie do Chartumu, gdzie ma wielu znajomych. Wśród mieszkających tu szczepów ma także wielu przyjaciół, korzystają z jego handlu i sprzyjają mu wobec tego. Jeśli zechce napaść na ciebie, to znajdzie dość ludzi do pomocy. Ale mu się to nie uda; ja pokażę wam drogę, na której spotkanie się jest niemożebne.
— Jestem ci wdzięczny, lecz nie mogę puszczać się na to.
— Czemu? To dla twego bezpieczeństwa.
— Jak mógłbym schodzić z drogi człowiekowi, którego chcę pochwycić. Teraz, kiedy już wiem, że na mnie czatują, nie pochwycą mnie napewno. Gdyby ich nawet stu było, mam nad nimi przewagę w doświadczeniu i podstępie. Nietylko im nie ustąpię, lecz będę ich wprost szukał. Pozostawiam ci oczywiście samemu do rozstrzygnięcia, czy chcesz narażać się na nieuniknione przytem niebezpieczeństwa.
— Zostaję przy tobie, effendi. Nie mów o tem więcej. My zawdzięczamy ci tak wiele; jak mógłbym cię tak opuścić! Ale mówisz o szukaniu ich. Skąd wiesz, gdzie znajdują się nieprzyjaciele?
— Czyż nie powiedziałeś sam przedtem, że znalazłem łowców niewolników, choć nie wiedziałem, jaką
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/24
Ta strona została przepisana.