Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/246

Ta strona została przepisana.

— Dowiedź mi tego!
— Zbyteczne. Dosyć, że ja wiem o tem sam. Ta właśnie niewdzięczność była powodem, że cię kazałem uwięzić, a że ci się to nie podoba, nie moja w tem wina. Narzekaj raczej na samego siebie i swą niewdzięczność!
— Ale ja się domagam wypuszczenia mnie na wolność i, jeżeli żądaniu memu nie uczynisz zadość natychmiast, rzucę na ciebie klątwę!
— Którą Allah w błogosławieństwo obróci!
— Przeklnie cię prorok.
— Mało mnie prorok twój obchodzi.
— O, ty niebawem zaczniesz śpiewać na inną nutę, gdy się dowiesz, jaką posiadam moc. W prochu będziesz się czołgał, żebrząc o moją łaskę.
— Ale obecnie posiadam moc ja i to właśnie nad tobą. A nad kim ty później będziesz miał władzę, nad swoim haremem, czy psiarnią, jest mi najzupełniej obojętne. Zresztą radzę ci, siedź cicho, bo gotów jesteś poczuć pręgi na własnym grzbiecie, a to nie należy do zbytniej przyjemności. Nie mogę zresztą nawet zważać na przekleństwa, czy szczekanie człowieka, który zabrnął w bezbożności aż tak daleko, że okazał podłą niewdzięczność względem wybawiciela od śmierci.
— No dobrze, milczę już, ale niebawem nadejdzie czas, kiedy ja będę mówił, a ty będziesz milczał. Wówczas miliony słuchać będą mego głosu, a ty pierwszy z nich będziesz musiał paść przedemną na twarz, jak niewolnik.
Skulił się jak pies i umilkł, widocznie zrozumiał, że to lepiej popłaca, ale innego mniemania był Abd Asl, który albo sobie lekceważył chłostę albo też był zdecydowany nawet tak drogo okupić wiadomości o swoim synu. Ciekawość paliła go niewątpliwie jak ogień, wszak był pewny, że nie ujdę cało z rąk syna, aż tu naraz widzi mnie zupełnie zdrowym. I dlatego to, nie czekając, co będę mówił do żołnierzy, zaczął sam, powtarzając ostatnie słowa fakira: