Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/25

Ta strona została przepisana.

drogę obiorą? Tu jest o wiele łatwiej aniżeli tam, ponieważ mam przewodnika.
— Czy masz mnie na myśli? Ja nie mam w tem żadnego zdania; nie mam pojęcia, gdzie mielibyśmy ich szukać.
— Nie mam ciebie na myśli, lecz dżelabiego.
— Jego, jego nazywasz swoim przewodnikiem? Nie rozumiem ciebie. On udał się do El Faszar, a zatem na zachód, a ty musisz szukać na wschodzie.
— Kłamał; on wcale nie dążył do El Faszar. Skoro tylko dostanie się poza obręb naszego wzroku, wróci do tych, którzy wysłali go na zwiady. Wystarczy nam więc iść jego śladem, a znajdziemy, czego szukamy.
— Jeśli się tylko nie mylisz, effendi! Przecież jest możebne, że mówił prawdę.
— Możebne jest, ale ja się chyba nie mylę. Jak długo jedzie się z El Feky Ibrahim do El Faszar?
— Mniej więcej dwadzieścia dni.
— Czy można to uczynić bez woru na wodę?
— Nie.
— A więc wcale tam nie dąży, bo go niema! Następnie, jeśli Ibn Asl ma rzeczywiście na myśli wystąpić przeciwko nam wrogo i dowodzi odpowiednią liczbą ludzi, przypuści, że w drodze używam przewodnika.
— Zapewne, gdyż jesteś obcy.
— Ale ten przewodnik musi nietylko znać okolicę, lecz być w niej znanym. jeśli wysłał naprzeciw nas tylko wywiadowcę znanego tu tak samo, to przewodnik i wywiadowca poznaliby się natychmiast.
— To słuszne.
— Co z tego wynika? Jakiego rodzaju ludźmi muszą być jego szpiegowie?
— Tacy, których tutaj nikt nie zna, obcy.
— Obcy może zabłądzić lub spotka się z czem innem. Czy takiego człowieka wysyła się daleko bez wody?
— Nie.
— Rzekomy dżelabi był szpiegiem; nie miał wody