Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/250

Ta strona została przepisana.

samo zadowolony był przewodnik fesarski, na którym ciężyła również odpowiedzialność w pewnym stopniu.
Kazałem zmienić wartę i położyłem się spać zarówno jak i Ben Nil, bo ostatnie noce spędziliśmy prawie bezsennie. Obudziłem się dopiero w czasie modlitwy porannej i zarządziłem wymarsz, co było ogromnie uciążliwe, bo jeńcy nie chcieli w żaden sposób dać się wsadzić na wielbłądy. Dopiero baty zmusiły opornych do posłuszeństwa.
Studnia Bir Safi leżała w południowej stronie od prostego kierunku drogi, od którego oczywiście wypadało trzymać się jak najdalej; prowadziłem karawanę łukiem w stronę zachodnią i dopiero później skręciłem ku południowi tak, że pod Dżebel Arasz Kwol zbliżaliśmy prawie prosto z północy. Ostrożność taka była uzasadniona tem, że szejk el beled, wiedząc ode mnie o kierunku mej drogi, zawiadomił z pewnością o tem Ibn Asla, a temu mogła przyjść do głowy myśl napadnięcia na mnie jeszcze w drodze, na otwartym stepie. Owóż aby tego uniknąć, obrałem zupełnie inną drogę. Ibn Asl miał bowiem co najmniej stu ludzi, a ja tylko dwudziestu żołnierzy, wobec czego potyczka na otwartem miejscu niebardzo mnie nęciła.
Jechałem dobrą milę angielską poprzód, abym pierwszy mógł zobaczyć cel naszej drogi. Było niebardzo dalekie popołudnie, gdy spostrzegłem sinawy rąbek na horyzoncie.
Wróciłem więc natychmiast do karawany z rozkazem, by stanęła. Chodziło mi o to, ażeby który z jeńców nie spostrzegł się, gdzie jesteśmy, i dlatego pozsadzano ich z wielbłądów i rozłożono obóz. Asakerzy byli bardzo zdziwieni tem mojem zarządzeniem, zwłaszcza, że do wieczora było jeszcze daleko i o noclegu nikt ani myślał. Mając więc dosyć czasu, zebrałem wszystkich asakerów daleko na bok i, ustawiwszy ich w koło, odkryłem przed nimi cały plan, który miał być dziś wykonany. Gdybym był powiedział, że każdy dostanie po tysiąc piastrów w złocie, to jeszcze