Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/257

Ta strona została przepisana.

— To znaczy w kierunku Dżebel Arasz Kwol.
— Oh nie. Gdyby bowiem nie zboczyli z prostego kierunku, to ominęliby z daleka dżebel.
— Cóż u licha zamierza effendi?
— Mnie się zdaje, że zbłądził i dlatego kręci się po stepie. Nie ma on nikogo przy sobie z tych okolic, a Fessar, który służy mu za przewodnika, nie ma najmniejszego pojęcia o terenie.
— Ale effendi musi go znać. Mówił przecie do ciebie, że zna dżebel, a nawet maijeh.
— Może sobie znać. Zapominasz, że to obcy pies chrześcijański, który mógł tu być najwyżej raz jeden. I czyż wobec tego byłoby bardzo dziwną rzeczą, gdyby zbłądził? Oni z pewnością będą...
— Co — będą! Jabym wolał, żebyś powiedział oni są... W takim razie byłbym pewny, gdy tymczasem ty przychodzisz do mnie z domysłami, które psu na budę się nie przydadzą. Czemu nie śledziłeś ich aż do skutku, czemu?!
— To było niemożliwe, bo zapadł wieczór, i ciekawy jestem, czy ty naprzykład mógłbyś zobaczyć tropy pociemku. Zresztą musiałem bezwarunkowo wrócić do ciebie, gdyż wiem, jak niecierpliwie oczekiwałeś wiadomości. Pomyśl dalej, w jak krótkim czasie musiałem przebyć wyznaczoną drogę! Zwykły wielbłąd nie przebyłby jej ani w połowie i tylko dzięki temu, że dałeś mi swoją białą wielbłądzicę, mogłem wywiązać się z zadania, pędząc jak huragan przez step.
Aha — pomyślałem — tędy go wiedli. Szejk jechał na białej wielbłądzicy, której Ibn Asl zawdzięcza bardzo wiele. Na Wadi el Berd naprzykład nie byłby mi z pewnością uszedł, gdyby nie szybkonoga wielbłądzica. Tylko... u licha, wielbłąd, na którym przybył szejk, nie jest wcale białej maści i wygląda, jak każdy inny pospolity hedżin. Czyżby wymienił go gdzie po drodze? Na szczęście sprawę tę wyjaśnił natychmiast Ibn Asi, mówiąc:
— Gdyby tak ten giaur był wiedział, że moja