Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/263

Ta strona została przepisana.

ważniejszą okolicznością. Jeżeli mianowicie Ibn Asl nie zechce wziąć udziału w potyczce, to mimo wszelkich starań z twojej strony, mógłby ci się wymknąć. Gdyby w takim razie dosiadł swej wielbłądzicy, nie dogoniłby go bezwarunkowo żaden z naszych, bo pędziłby jak wicher, wierz mi, przekonałem się o tem na Wadi el Berd. Skoro mu jednak ukradnę to szybkonogie zwierzę, wówczas niech sobie robi, co chce; mogę być o niego spokojnym.
— Prawda, tylko, na Allaha, miej się na baczności, żeby cię nie spostrzeżono!!
Emir po tych słowach rad nierad musiał udać się z powrotem, a ja tymczasem poraczkowałem naprzód w kierunku, gdzie wielbłądzica obgryzała z apetytem bujne liście na krzaku. Ibn Asl nie umiał wytresować ulubionego i cennego zwierzęcia, które za zbliżeniem się obcego powinno było parskać, wierzgać i uciekać, byłem też na to przygotowany, ale ku memu zdziwieniu wielbłądzica była tak ułaskawioną i spokojną, że ani się nie troszczyła o to, jak jej zdejmuję pęto z przednich nóg, i poszła potem za mną posłusznie, jakbym był jej właścicielem. Wkrótce dotarłem szczęśliwie z powrotem do lasu, gdzie reis effendina oczekiwał mego przybycia z wielkim niepokojem. Oddział, złożony z czterdziestu ludzi, stał już gotowy do wymarszu.
— Effendi! — zawołał półgłosem — jesteś bardzo niebezpiecznym złodziejem i należałoby cię zasądzić na dożywotnie więzienie...
— Przebacz mi, wysoki przedstawicielu egipskiej sprawiedliwości, ja kradnę tylko od złodziei i rabusiów — zaśmiałem się. — Ale, tymczasem muszę w drogę... Czy ludzie ci są należycie zaopatrzeni? Najprawdopodobniej, będziemy musieli związać czterdziestu ludzi.
— Jest wszystko, czego potrzeba. Zabraliśmy powrozów dość z okrętu.
— Bądź więc zdrów i do widzenia rano, w chwili świetnego zwycięstwa!