dzikiej ustroni znajdowała się żywa dusza ludzka, to też nie krępowano się zbytnio w marszu i mogłem już z daleka zauważyć ich zbliżanie się. Koło mnie przeszli swobodnie i z hałasem, nie zauważywszy mnie, bo siedziałem ukryty wysoko na zboczu. Gdy już uszli kawałek, zsunąłem się ze swoimi ludźmi pocichu w dół i udałem się aż do ujścia do kotlinki. Tu łapacze niewolników poczęli swobodnie szukać sobie miejsca do wypoczynku, śmiejąc się przytem i dowcipkując. Najbardziej jednak w dobrym humorze był szejk el beled, który rozkoszował się już naprzód nadzieją łupu i na ten temat docinał innym, odgrażając się żartobliwie, że im nic nie da. Jak się później dowiedziałem, Ibn Asl przyrzekł mu bardzo znaczną część łupu, niestety dostało mu się zupełnie co innego.
Gdy się poczęło rozwidniać, oznajmił szejk swoim podkomendnym, że pójdzie rozejrzeć się po okolicy. Wbrew memu przypuszczeniu, nie wdrapał się na skałę, by stamtąd mieć rozległy widok, lecz udał się w kierunku wejścia, to jest wprost na nas.
— Skryć się! — rozkazałem żołnierzom, posłyszawszy jego kroki w pobliżu, i sam przykucnąłem do ziemi za krzakiem tak, że żadną miarą nie mógł mnie spostrzec, i dopiero, gdy zbliżył się tuż na jakie dwa kroki ode mnie, wyskoczyłem z za krzaka i obydwoma rękoma chwyciłem go za gardło.
— Tylko ręce mu związać, a nogi pozostawić wolne — rozkazałem asakerom, którzy w lot to uczynili. Nie ściskałem go za gardło tak silnie, żeby go pozbawić przytomności. Cichutko tylko szepnąłem mu do samego ucha:
— Jeżeli tylko piśniesz, utopię w tobie nóż po rękojeść. Zrozumiałeś?
Potwierdził skinieniem głowy. Nie było zresztą wcale obawy, aby się bronił, bo strach prawie pozbawił go przytomności umysłu. Przekonałem się później, że był to wielki tchórz, zdolny jedynie do zdrady lub
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/265
Ta strona została przepisana.