Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/272

Ta strona została przepisana.

— Tak? Któreż to?
— Obecnie do Chartumu.
— Chwileczkę cierpliwości, a niebawem będziesz mógł przedsięwziąć tam podróż w towarzystwie wielu twoich przyjaciół.
— Nie potrzebne mi żadne towarzystwo. Przybyłem do ciebie sam i sam odjadę, a ty, nie mając żadnej nade mną władzy, musisz mnie puścić.
— I nade mną również nie masz władzy — dodał Abd Asl. — Skąd reis effendina może dawać ci jakiekolwiek pełnomocnictwa? A zresztą choćby i tak było, to czyż wolno ci bezkarnie włóczyć nas po stepie bez ustanku? Domagam się więc słusznie, byś nas odstawił do Chartumu.
— Życzeniu twemu stanie się niebawem zadość — odrzekłem.
— Ba, ale kiedy, kiedy? Dziś naprzykład oddaliliśmy się jeszcze bardziej od miasta, a tobie zdaje się zapewne, że postępujesz najmądrzej w świecie. Przypuśćmy, że spotkasz się z moim synem i co wtedy? Nie czeka cię niechybna śmierć?
— Spotkałem się z nim już dwa razy, no i — żyję.
— Bo masz szczęście, które jednak łatwo zawieść cię może. Dwa razy uszło ci na sucho, ale za trzecim... Allah wydał już wyrok, gdyż wiadomo ci, ile syn mój posiada wojowników. Cierpliwość proroka wyczerpała się już do ostatka i nie ścierpi więcej, aby jakiś tam z pod ciemnej gwiazdy chrześcijanin wodził za nos bezkarnie najzacniejszych muzułmanów. Uważaj tedy, bo nad głową twoją płomienisty miecz zawisł jak na włosie i urwie się lada chwila i biada ci, stokrotna biada!
— Pokażę ci właśnie, nad czyją głową miecz ten wisi, pójdźcie za mną ku górze, a zobaczycie.
Rozsiodłano wielbłądy i puszczono, aby się pasły pod nadzorem trzech asakerów. Reszta żołnierzy wzięła między siebie jeńców i prowadziła ich wzdłuż suchego łożyska. Można sobie wyobrazić przestrach, jaki ogarnął przybyłych, gdy, wszedłszy do kotlinki, zobaczyli leżą-