Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/273

Ta strona została przepisana.

cych na ziemi czterdziestu swoich towarzyszy. Abd Asl krzyczał jak wściekły i obrzucał mnie stekiem obelg i przekleństw tak, że Ben Nil był zmuszony uspokoić go zapomocą bata. Inni jeńcy byli mądrzejsi, bo się nie odzywali. Powiązano im teraz nogi i poukładano obok tamtych czterdziestu.
Teraz już mogłem wybrać się na wyprawę przeciw Ibn Aslowi. Zostawiłem więc dla strzeżenia jeńców i wielbłądów dwudziestu asakerów, którzy poprzednio ze mną byli, a czterdziestu danych mi przez reisa effendinę zabrałem z sobą. Powinienem był zostawić Ben Nila na miejscu dla większej pewności i bezpieczeństwa, ale tak mnie błagał i zaklinał, abym mu dozwolił iść ze sobą, że musiałem się zgodzić. Ostatecznie przewodnik fesarski i najstarszy z asakerów dawali rękojmię uczciwości i wypróbowałem ich zresztą do tego stopnia, że niepodobna było odmówić im zaufania. Jeńcy byli porządnie powiązani i ani na myśl mi nie przyszło, aby przez tak krótki czas mogło się zdarzyć coś niepożądanego, tem bardziej, że pozostali tu wypróbowani i życzliwi mi żołnierze. Gdybym był chciał zarządzić nad nimi kontrolę, byliby z pewnością czuli się obrażonymi.
Było postanowione, że punktualnie w godzinę po wschodzie słońca stanę nad maijeh, obecnie było trochę już zapóźno, ale nie obawiałem się, jakoby to mogło pociągnąć za sobą niepożądane skutki. Zażądałem tedy od pozostających żołnierzy, by czuwali ze wszystkich sił nad powierzonymi sobie jeńcami, pouczyłem ich dokładnie, jak mogą sobie postąpić w tym lub owym przewidzianym wypadku, zarządziłem wszystko, co tylko potrzeba, i byłem przekonany, że nie zdarzy się nic, coby popsuło mi szyki, niestety, jak się niebawem okazało, popełniłem wielki błąd, ufając zanadto ludziom, którzy tego nie byli godni.
Wczorajszego dnia trzymałem się wschodniej strony maijeh, dziś zaś skierowałem oddział po stronie zachodniej ku północy. Przestrzeń między maijeh a górą