Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/274

Ta strona została przepisana.

wynosiła tu jaki kwadrans drogi, ale woda tu i ówdzie wciskała się ramionami w głąb lądu tak, że trzeba było ją okrążać i wymijać z utratą czasu. Szczyt góry świecił łysiną, a tylko u stóp dołem ciągnęła się roślinność. Im dalej w głąb, tem więcej wznosił się poziom terenu, a skały piętrzyły się stromo i przestrzeń między niemi a wodą malała do tego stopnia, że wreszcie można było przejść tylko dwójkami. Natrafiliśmy wreszcie na zrzadka stojące drzewa gafulowe o liściach ustawionych nieparzyście. Po drzewach tych poznaliśmy, że miejsce, na którem powinien znajdować się Ibn Asl ze swoim oddziałem, jest już niedaleko. Zwróciłem uwagę Ben Nila na ten szczegół, a on na to:
— Możebyśmy przystanęli, effendi... Niechby jeden poszedł ukradkiem naprzód i rozejrzał się, gdzie siedzą łapacze niewolników!
— To zbyteczne, wszak mamy biały dzień.
— No, ale ty nieraz i w biały dzień potrafiłeś się podsunąć pod sam nos nieprzyjaciela.
— Bo teren był ku temu odpowiedni, tu jednak, ani mowy o tem niema, bo droga wązka, a Ibn Asl nie zaniedbał zapewne postawić kogoś na widecie, któryby spostrzegł natychmiast zbliżającego się człowieka. Lepiej więc będzie, gdy pomaszerujemy dalej.
— I wpadniemy im w ręce niespodzianie.
— Tego właśnie pragnę! Z wszelką pewnością nie będą do nas strzelać odrazu, lecz naprzód zaczną krzyczeć, bo Ibn Asl ma chęć dostać mnie żywcem i musiał zakazać strzelania do mnie. Bądź więc zupełnie spokojny i pozostań z ludźmi poza mną o jakie trzydzieści kroków! Jeżeli przystanę, to czyńcie to samo i wy, dopóki nie dam znaku!
— Muszę być posłusznym, ale przyznam się, że wolałbym pozostać obok ciebie, gdyż chwila stanowcza jest już niedaleko.
— Nie sądzę, bo Ibn Asl pojawi się dopiero wówczas, gdy będziemy w połowie maijeh, a do tego jeszcze kawałek.