stawioną prze mnie łapkę tak skwapliwie i łatwowiernie, a zresztą, niech ci się nie zdaje, że masz odwrót wolny, gdy tymczasem za plecyma stoi reis effendina z całym oddziałem żołnierzy.
— Reis e... e... ef... effen... diną...? — szepnął drżącemi usty. — Kłamiesz!...
— Nie, nie kłamię, biedny człowieku. lecz mówię prawdę. A tu, po tej stronie mam nie dwudziestu tylko, lecz o wiele więcej ludzi, gotowych do ataku. Powiedziałem ci przecie, że reis effendina dał mi wczoraj cały oddział do dyspozycyi. Rozkazuję ci więc, byś złożył w tej chwili broń, gdyż na wypadek oporu, możesz niebawem poczuć na własnej skórze ostre zęby tych zielonych bestyi, tam, patrz... Oczywiście nie sam, ale razem ze swoimi...
— Effendi, co tobie przyszło do głowy, chcesz mnie za pomocą podstępu...
— Milcz i nie obrażaj mnie! — przerwałem mu surowo. — Chcę ci jeszcze pokazać z grzeczności tylko i dla uniknięcia przelewu krwi, że mówię prawdę. Reis effendina!!... Emirze!!...
Wypowiedziałem te dwa wyrazy głosem donośnym, przykładając dłonie do ust, i natychmiast dała się słyszeć po drugiej stronie wązkiej zatoki odpowiedź:
— Effendi! Jesteśmy tu!
— No? — zapytałem porucznika — słyszałeś, że emir znajduje się nie dalej stąd, jak około dwieście kroków.
— Czy to on?
— A któżby inny? Dałem mu znać, że tu jestem, i oczywiście nadejdzie tu lada chwila z żołnierzami i wpadnie wam na karki... Radzę ci więc, poddaj się zawczasu i dobrowolnie... A może... masz chęć zobaczenia moich żołnierzy? Proszę!
Obróciłem się wstecz, dając znak i w tej chwili wypadł z za krzaków Ben Nil, a za nim żołnierze z karabinami gotowymi do strzału. Droga skręcała tu w łuk do tego stopnia, że na wypadek strzelania z ich
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/280
Ta strona została przepisana.