śmierci dwu towarzyszy no i żeście dozwolili uciec Ibn Aslowi. Nie będę się wdawał w śledztwo i pozostawiam to reisowi effendinie, a sam wolę przedsięwziąć kroki celem naprawienia złego choć w części pomimo, że nie mam wielkiej ku temu nadziei. Pomóżcie mi jak najprędzej osiodłać wielbłądy: pojadę z Ben Nilem za zbiegiem! Ty, stary, marsz do jeńców! Zostawiłeś tam tylko dziesięciu ludzi i łatwo mogą nam draby pouciekać. A powiedz reisowi effendinie, że wrócę niebawem!
W parę minut później jechaliśmy na wielbłądach w kierunku, gdzie, jak nam opowiadano, Ibn Asl zniknął poprzednio.
Mieliśmy obecnie te same wielbłądy, na których niedawno ścigaliśmy Ibn Asla na Wadi el Berd i kiedy to trudno nam było dogonić zbiega, siedzącego na białej wielbłądzicy. Wiedziałem więc z góry, że i obecnie nasze wielbłądy nie będą mogły sprostać szlachetnemu zwierzęciu pod względem szybkości, ale pocieszałem się myślą, że przecież wskóramy coś z pomocą podstępu. Widocznie i Ben Nil był tego samego zdania, bo skoro zrównaliśmy się ze sobą na stepie, zagadnął mnie:
— Sądzisz istotnie, effendi, że dogonisz zbiega? Przypominasz sobie, co było na Wadi el Berd...
— Ani myślę gonić za nim, bo to do niczego nie doprowadzi, możliwe jest jednak, że wpadnie nam pod ręce sam, dobrowolnie, bez zbytniego z naszej strony wysiłku. On w tej chwili jest tam! — dodałem, wskazując ręką na step, ciągnący się ku północy.
— Byłby skończonym głupcem...
— Za pozwoleniem, tym razem nie można tego o nim powiedzieć. Przyznasz, że ja nigdy się nie mylę w przypuszczeniach i to zwłaszcza w takich wypadkach, kiedy są najbardziej ryzykowne i niepewne.
— No, prawda, ale czy i obecnie...
— Ibn Asl rozpływał się już w radości ze zwycięstwa i teraz tem większa ogarnia go rozpacz. Od
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/288
Ta strona została przepisana.