Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/292

Ta strona została przepisana.

— I to nawet można w przybliżeniu obliczyć. Za daleko ku wschodowi nie może się zapuścić, bo zboczyłby przez to i przydłużył sobie drogę niepotrzebnie, a powtóre zbliżyłby się zbytnio do Nilu, gdzieby go niezawodnie spostrzeżono. Wnioskuję więc, że skieruje się on o ile możności jak najdalej na zachód, a że tu wysuwa się bardzo głęboko w step wązka odnoga maijeh, więc musi ją okrążyć i jestem pewny, że spotkać go będzie można tuż na brzegu tej odnogi. Tam właśnie będzie twój posterunek.
— Daleko to stąd?
— Jesteśmy teraz na północnej stronie bagna. Spojrz w kierunku południowo-zachodnim, a ujrzysz na horyzoncie ciemną linię.
— Widzę, effendi.
— Otóż linia ta, to krzaki, które rosną nad brzegiem wspomnianej odnogi bagną. Tam, na lewo, gdzie urywa się ta linia, jest także zakończenie odnogi. Masz więc punkt określony prawie dokładnie i jedź natychmiast, ale uważaj dobrze, żebyś jakiego głupstwa nie palnął i przedewszystkiem staraj się dobrze wycelować!
— Wiesz przecie, że strzelać umiem.
Po tych słowach rozjechaliśmy się w przeciwnych kierunkach. Jeżeli Ibn Asl istotnie był w tej chwili tak niedaleko, że mógł nas obserwować, to zdziwił się niemało, dlaczego przedsięwziąłem tego rodzaju manewr, i prawdopodobnie ani mu do głowy przyszło podejrzewać mnie o wrogie względem siebie zamiary; uważałem go zresztą za zbyt głupiego na takie domysły, a mimoto trzymałem się w dość znacznej odległości w kierunku zachodnim, aby nie być przez niego spostrzeżonym. W takim bowiem razie uciekłby co tchu i nie mógłbym go napędzić przed Ben Nila.
Wyjechawszy na pełny step, zatoczyłem wielki łuk, by o ile możności znaleźć się poza obrębem koła, w którem mógłby mnie Ibn Asl dostrzec przez swoje szkła. Okrążywszy go tak dalece, że znalazłem się wreszcie zupełnie po przeciwnej stronie domniemanej