Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/298

Ta strona została przepisana.

kiem twej przebiegłości, śmiałości i trzeźwego obliczenia, które prawie nigdy cię nie zawodzi. Nie mnie więc, lecz tobie przypada w udziele sława, której owoce ja mam zebrać. Musisz jednak wiedzieć, że jestem wdzięczny i będę nim w nieskończoność, jeżeli spełnisz jedną moją prośbę.
— Cóż takiego?
— Czy wnet musisz wracać do swej ojczyzny?
— Kiedy mi się podoba.
— Otóż śmiem cię prosić, abyś pozostał przy mnie. Jeżeli dopomożesz mi do schwytania Ibn Asla, to obiecuję ci...
— Tylko bez obiecanek — przerwałem mu z odczuciem stanowczości. — Pozwoliłeś mi, abym cię uważał jako swego przyjaciela i, zdaje mi się, dowiodłem, że nim byłem i jestem istotnie. Między przyjaciółmi więc nie może być mowy o żadnych obiecankach, nagrodach, wogóle nie powinien mieć miejsca żaden handel. Czasu mam dosyć i nie widzę powodu, dla którego miałbym odmówić ci swej pomocy, tembardziej, że sam zacząłem grę z Ibn Aslem, leży więc we własnym moim interesie ukończyć tę grę, no i — wygrać. Kwestya niewolnictwa ponadto obchodzi mnie bardzo żywo, dlaczegóżbym więc nie miał poświęcić swych starań w tym kierunku, jeżeli mam istotnie ku temu zdolności i mogę się przysłużyć szlachetnej sprawie? Zostaję tedy z tobą przyjacielu.
— Dopóki nie schwytamy tego psa?
— Tak. Dopóki nie uczynimy go nieszkodliwym.
— Dziękuję ci, effendi, bo naprawdę jestem teraz pewny, że go dostanę w swoje ręce. Jak więc sądzisz, gdzie go teraz szukać?
Powtórzyłem mu to, co już poprzednio powiedziałem do Ben Nila, na co on odrzekł:
— I ja jestem tego zdania. Ibn Asl odszuka naprzód swój okręt, a potem podąży do Faszody celem zwerbowania nowej bandy. Cóż nam teraz czynić należy?
— Urządzić za nim pościg.