— No tak, ale niestety, muszę wprzód dostawić jeńców do Chartumu, a ponadto trzeba się tam zaopatrzyć w żywność i amunicyę na dłuższy czas, bo możliwe, że będziemy musieli zapuścić się za Ibn Aslem daleko w górę Nilu, w okolice bagniste. Musisz wziąć pod uwagę i tę okoliczność, że potem zejdzie mi przynajmniej z tydzień, nim się dostanę do Faszody, a że ta spory kawał czasu, Ibn Asl zapewne będzie już daleko.
— Czy nie mógłbyś zabrać z Chartumu małego parowca, któryby statek twój w znacznie krótszym czasie przyholował do Faszody?
— Ba, gdyby tylko jeden z tych małych waburatów[1] przypadkiem był na miejscu, to wziąłbym go natychmiast, ale nawet i w tym wypadku Ibn Asl czmychnie prędzej z Faszody, niż ja się tam dostanę.
— No to udajmy się za nim stąd prosto, to będzie najlepiej.
— Dla ciebie byłoby to oczywiście dogodniejsze, ale dla mnie mniej. Gdyby który z nas dotarł prędzej do Faszody, to mógłby zasięgnąć w czas potrzebnych wiadomości i poczynić przygotowania tak, że gdy powrócę, moglibyśmy bez straty czasu wyruszyć w ślad złoczyńcy.
— Myślałem o tem i nawet mam gotowy już plan, z którym cię zaznajomię. Nasze pomysły zgadzają się ze sobą prawie zawsze i jak dotąd okazały się w skutkach jak najlepsze. Otóż... pojadę naprzód!
— Hamdullilah! Ogromny ciężar spadł mi z serca w tej chwili. Nie mogłeś mi dać doskonalszego dowodu swej przyjaźni jak właśnie przez gotowość wyświadczenia mi tej przysługi, którą przyjmuję z wielką wdzięcznością, i uczynię wszystko, aby ci ułatwić zadanie. W jakiż tedy sposób zamierzasz przebyć tę drogę?
— Rozumie się, że nie okrętem, bo potrzebowałbym conajmniej jedenaście dni na to, a przy nieodpo-
- ↑ Liczba mnoga od wabur — parowiec.