Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/30

Ta strona została przepisana.

jednak pomyślę, co w naszych wsiach się działo, porywa mnie taka złość, że nic wiedzieć nie chcę o oszczędzaniu.
— Sprawcy są ukarani i zapłacili życiem za zbrodnię, a ci, których mamy przed sobą, nie porywali waszych kobiet i dziewcząt.
— Dobrze, ale ci zwracam na to uwagę, że postanowieniem swojem narażasz nas na niebezpieczeństwo. Jeśli nagle przerzedzimy ich kulami, nic nam się nie stanie. Jak jednak chcesz pojmać ich wszystkich żywcem, bez obawy, że zabiją kilku z nas a przynajmniej zranią?
— Nie wiem teraz jeszcze, co postanowię; muszę się liczyć z warunkami, jakie zastanę. Wiesz, że ja w Wadi el Berd pojmałem łowców niewolników i nikomu z nas ani skóry nie zadraśnięto.
Potrząsnął głową z powątpiewaniem, lecz nie sprzeciwiał się dalej, wiedząc, że byłoby to bezskuteczne.
Jechaliśmy z początku ku południowemu wschodowi, a w dwie godziny mniej więcej skręciliśmy ku południowi. Przewodnik zauważył nagle, że ten łuk zaprowadzi nas prosto do lasu. Wkrótce ujrzeliśmy na horyzoncie ciemny pas, leżący na prawo od nas. Jechaliśmy więc tak szybko, że objechaliśmy prawie połowę lasu. Ponieważ mieliśmy do zachodu jeszcze dość czasu, przyszło mi na myśl, żeby nieprzyjaciół podejść od tyłu a nie z boku. W tym celu skręciliśmy znowu na lewo i jechaliśmy tak długo w tym kierunku, dopóki pas lasu nie znalazł się na wschód od nas. Tu natrafiliśmy też, czego spodziewałem się zresztą, szeroki pas, ciągnący się ze wschodu do lasu. Trawa była podeptana, a choć źdźbła już się podnosiły, zgięte ich końce odbijały się silnie od reszty chali. To był wspólny trop naszych wrogów, po którym poznałem, że przeszli tędy dziś wczesnym rankiem. Rozłożyli się zatem w lesie obozem i wysłali szpiegów ku zachodowi.
Skręciliśmy oczywiście w tym samym kierunku i dostaliśmy się do lasu w miejscu tak przerzedzonem,