Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/302

Ta strona została przepisana.

— Chcesz może kogo ukarać? — zapytałem, domyślając się, że emir postąpi sobie z jeńcami tak od ręki, jak to uczynił na Wadi el Berd.
— Przedewszystkiem muszę zrobić porządek z tymi dwoma tam, — wskazał na związanych dwu asakerów — obaj zasłużyli na śmierć.
— Na śmierć? — zapytałem, przelękniony tą surowością. — Mnie się zdaje, że drobne wykroczenia z ich strony nie są jeszcze zbrodnią, za którą śmiercią karać należy...
— Nieposłuszeństwo, które pociągnęło za sobą tak fatalne skutki, jest zbrodnią, za którą kulka w łeb, przynajmniej ja obstaję przytem.
— Mnie się zdaje, że naprzykład ten, który stał na warcie i nie miał żadnych rozkazów do wypełnienia, nie zasługuje na tak surową karę.
— Bynajmniej, bez pozwolenia wygadał się przed wrogiem, z jego więc winy zginęli dwaj żołnierze i Ibn Asl uciekł. Pomyśl zresztą, jakich ludzi ja mam pod swojem dowództwem! Można ich utrzymać w karności jedynie jak najsurowszem postępowaniem.
— A ja, postępując z nimi łagodnie, wcale nie naraziłem się na żadną nieprzyjemność.
— No tak, miałeś ich ledwie przez. krótki czas, ale wnet zaczęliby ci z pewnością deptać po głowie. Ja ich znam! I oni mnie znają również. Ci dwaj przestępcy wiedzą dobrze, co ich czeka...
— Czy istotnie każesz ich stracić?
— Istotnie.
Możliwe, że emir miał słuszność, ale mimoto ja myślałem inaczej, zwłaszcza, że żal mi było tych dwu biedaków. Molestowałem więc emira tak długo, dopóki nie rzekł:
— A no, daruję życie tym drabom. Niech mi się stracą z oczu natychmiast!
— Poczekaj, emirze, ja wcale nie spodziewałem się, że tak zrobisz. Jeżeli się coś robi, to nie tak od niechcenia, w połowie, lecz dokładnie i dobrze. Darujesz w