Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/303

Ta strona została przepisana.

im życie i równocześnie pędzisz od siebie precz! Czy to ma być ułaskawienie? No pomyśl sam!
— Miałżebym ich pozostawić nadal w służbie?
— Proszę cię oto właśnie, uczyń dla mnie tę łaskę!
— Jak to? Darowanie im życia nie jest łaską?
Uśmiechnąłem się do niego i chwyciłem go za rękę, jakby dla dobicia targu, mówiąc:
— Przybij! Oni zostają przy tobie! Nie jesteś przecie takim barbarzyńcą, za jakiego chcesz uchodzić. Zapewniam cię, że ktoś posłuszny z wdzięczności i przywiązania tysiąc razy więcej wart, niż posłuszny z obawy i trwogi. Znam cię na wylot, przyjacielu, i jestem przekonany, że żołnierze lubią cię mimo twojej surowości.
— Przekonałeś się o tem? — zapytał zupełnie już łagodnie i uśmiechnął się.
— O, i nie raz tylko. Cóż? Spełnisz mą prośbę?
— Zobaczysz — odrzekł krótko i rozkazał obu żołnierzy uwolnić z więzów i przyprowadzić do siebie. Biedacy drżeli ogromnie z trwogi, pewni niechybnej śmierci. — Chciałem was rozstrzelać, — rzekł do nich emir — ale effendi wyprosił wam ułaskawienie, a nawet musiałem mu przyrzec, że nie wydalę was ze służby. Padnijcie mu więc do nóg, psy głupie, i podziękujcie mu, albowiem gdyby nie on, stalibyście w tej chwili w obliczu śmierci!
Obaj ze łzami w oczach rzucili mi się do nóg i poczęli je całować! Mahometanie chrześcijanina! Ledwie się opędziłem. Gdy potem wrócili do grona swoich towarzyszy, nie przestali spoglądać ku mnie z wyrazem głębokiej wdzięczności. Twierdzę zatem raz jeszcze, że chrześcijańska miłość bliźniego jest największą potęgą na ziemi i że niema człowieka pod słońcem, którego serce pod jej jasnymi promieniami nie otwarłoby się prędzej czy później.
— Cieszę się bardzo, że miałem sposobność wyświadczenia ci przysługi, — zauważył reis effendina — upewnia mnie to w przekonaniu, że już teraz nie będziesz miał do mnie więcej pretensyi. Pomimo