Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/304

Ta strona została przepisana.

bowiem wdzięczności i przyjaźni dla ciebie, nie mógłbym się zdobyć poraz wtóry na takie ustępstwo, jak przed chwilą. Proszę cię tedy oszczędź mi już takiego ambarasu. Dajcie tu fakira el Fukara! — dodał, zwracając się do żołnierzy.
Przyprowadzono fakira w mig; stanął ze związanemi w tył rękoma, pilnowany przez dwu żołnierzy, i patrzał z niedowierzaniem na emira, który zapytał go ostrym dość tonem:
— Twoje nazwisko?
— Nazywają mnie fakirem el Fukara.
— Pytałem cię, jakie nosisz nazwisko, a nie, jak cię nazywają, odpowiadaj więc!
— Fakirel Fukara.. — wycedził przez zęby z niechęcią.
— Azis! Otwórz mu usta!
Był to, jak wiadomo, ulubieniec emira, młody, zwinny i prawdziwy mistrz bata. Na wezwanie swego pana wyskoczył z grupy asakerów, dobył z za pasa potężny bat rzemienny i uderzył nim kilka razy po plecach fakira tak niespodzianie i zręcznie, że ten ani się nawet spostrzegł, co się stało, lecz wkrótce zdołał się obrócić, plunął Azisowi w twarz i począł wrzeszczeć i przeklinać tak strasznie, że ciemne jego oblicze wykrzywiło się w sposób obrzydliwy nie do zniesienia.
— Ważysz się, psie jeden, bić mnie, mnie świętego świętych, fakira el Fukara, przed którym klękać będą miliony, ażeby...
— Azis! — przerwał gromkim głosem tę mowę emir. — Bastonada!
Fakir skoczył szybko do niego i krzyknął:
— Bastonada? Mnie? Czyby Allah wytrącił cię ze swej łaski do tego stopnia, że odebrał ci wiarę i że ważysz się podnieść rękę na Jego oblubieńca...
— Azis, knebel! — przerwał mu emir znowu.
Asakerzy, którzy byli razem ze mną u Fessarów cieszyli się bardzo, że samozwańczy pyszałek, którego nienawidzili, trafił wreszcie na swego. Przystąpili więc hurmą i starali się jak najszybcej wykonać rozkaz