Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/306

Ta strona została przepisana.

Ciekawy jestem, jakie uczucie ogarniało go później na wspomnienie tego poniżenia, gdy istotnie na pewnej przestrzeni opanował tłumy wiernych!
Nie miałem wcale ochoty wtrącać się w całą tę sprawę, bo mojem zdaniem zasłużył sobie godnie na chłostę i tego rodzaju wyrzucenie nad bagno, co było o wiele gorsze, niżby u nas zepchnięto kogo na gnojówkę.
Emir jednak nie poprzestał na nim samym, bo z kolei kazał przyprowadzić do siebie Abd Asla. Człowiek ten życzył mi niedawno, aby mnie Allah kazał rozszarpać i rzucić na pastwę wichrów stepowych, obecnie zmienił może swoje usposobienie dla mnie, a może mi się tylko tak zdawało, gdy go zobaczyłem, jak postępował przed surowego sędziego, chociaż co prawda trzymał się krzepko na nogach i zęby zacisnął mocno, by nie zdradzić niczem śmiertelnej trwogi. Przypomniałem sobie jaskinię w Maabdah, gdzie to widzieliśmy się poraz pierwszy w życiu. Jak pobożnym i czcigodnym wydał mi się wówczas, a jakim poznałem go później! Wszak już następnego dnia groził memu życiu, a potem przez cały czas aż do tej chwili prześladował mnie z iście szatańską zawziętością. Powinno się uszanować sędziwy wiek, ale dla człowieka, który z prawdziwą rozkoszą lubuje się w zbrodni, nie można mieć litości, choćby jedną nogą był nad grobem a drugą już w grobie. Widocznie i emir myślał i czuł tak samo, jak ja, bo spoglądał na starca z wyrazem istotnego obrzydzenia i wkońcu przemówił tonem niezwykłej surowości:
— Szukałem cię bardzo długo, ty najświętszy z pomiędzy fakirów, a zawsze zdołałeś mi się wymknąć. Obecnie przyszła nareszcie chwila, w której wymierzę ci zasłużoną karę.
— Ządam innego sędziego! — odrzekł Abd Asl.
— Niema na świecie sędziego, któryby mógł ukarać surowiej, niż ci się należy. Czy to będę ja, czy kto inny — wszystko jedno. Wszak twoje zbrodnie liczą się na setki! Tysiące ludzi zawdzięczają ci niewolę,