Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/320

Ta strona została przepisana.

zienia zaginionego brata przewodnika z Maabdah. Pozostała mi tylko jedna jedyna osoba, od której mógłbym się dowiedzieć o miejscu pobytu nieszczęśliwego, a tą był Ibn Asl. Pominąwszy bowiem nawet tę okoliczność, że udałoby, mi się schwycić go w swe ręce, to mimoto wątpliwe jest, czy zdołam wymóc na nim potrzebne ku temu wskazówki. Rad nierad pocieszałem się jedynie myślą, że może w najbliższej przyszłości zabłyśnie jaka szczęśliwa gwiazda i ułatwi mi trudne zadanie.
„Sokół“ reisa effendiny stał w równej wysokości z bagnem u lewego brzegu Nilu. Drogę tę pieszo można było odbyć conajmniej w dwu godzinach, co wcale nie przechodziło sił jeńców. Reis effendina postanowił wpakować ich pod pokład. Wielbłądy zaś miało kilku żołnierzy odstawić lądem do Chartumu.
Wyruszyliśmy prawie przed samem południem. Emir jechał na przodzie, ja zaś zwlekałem umyślnie tak, abym wsiadł na wielbłąda ostatni, a czyniłem to ze względu na fakira el Fukara, który leżał bezsilny nad bagnem, oddany na pastwę miliardom much, głodny do tego i spragniony. Wzbudziło to we mnie współczucie dla niego, mimo że nie zasłużył na nie. Miałem własny worek z wodą, ale nie chciałem się go pozbyć, dlatego postarałem się o inny, napełniony dostatecznie, i przyczepiłem go do siodła.
Gdy już ostatni z oddziału oddalili się o znaczną przestrzeń, pojechałem, ale nie za nimi, lecz w kierunku maijeh. Nie było mi wiadome dokładnie miejsce, gdzie fakir leżał, ale mogłem je snadnie odnaleźć po śladach, które zostawili żołnierze, wlokąc tam po trawie Abd Asla na stracenie.
Wielki, oczywiście we własnem swojem pojęciu, przyszły Mahdi leżał pod krzakiem tuż nad bagnem, pokrytem grubą warstwą gnijącej roślinności, wśród której spoczywały olbrzymie krokodyle zupełnie bez ruchu, nasycone widocznie nie codzień zdarzającym się żerem. Abd Aslowi mógł zazdrościć każdy przeciętny