Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/321

Ta strona została przepisana.

śmiertelnik, bo dają mu zazwyczaj jeden tylko grób, a ten miał ich kilkanaście...
Fakir popatrzył na mnie z śmiertelną nienawiścią, a z ciemnej jego twarzy wyglądała zwierzęca wprost wściekłość, podczas gdy spieczone wargi szeptały niezrozumiałe dla mnie wyrazy przekleństw i obelżywości. Ręce miał związane za plecyma, a na pokaleczonych okropnie nogach roiły się miliardy owadów, zadając mu istne katusze: Zsiadłem z wielbłąda, przeciąłem powróz i, uwolniwszy mu ręce, podałem mu worek z wodą i nieco żywności. Mogło to wystarczyć na kilka dni. Fakir patrzył na to wszystko, nie odzywając się ani słowem.
— Masz tu, żebyś nie zginął z głodu i pragnienia — rzekłem, wskazując worek z wodą i węzełek z żywnością. — Więcej dla ciebie niczego zrobić nie mogę.
Odpowiedział mi na to jedynie sykiem.
— Masz jakie życzenie?
— Nie — odrzekł.
— Nie? No to bądź zdrów! O dwie godziny drogi stąd prosto na wschód płynie Nil, możesz się tam dostać, nim wyczerpiesz zapas prowiantu.
Wsiadłem na wielbłąda i, skoro tylko puściłem się w drogę, zabrzmiały poza mną słowa... wdzięczności:
— Niech cię Allah potępi! Zemsta cię czeka! Śmiertelna zemsta!
Wkrótce dopędziłem oddział i znalazłem się obok reisa effendiny, a że nie było już czego się obawiać, pozostawiliśmy wszystkich za sobą i pojechali naprzód, by zdążyć jak najwcześniej na okręt. Tu w wygodnej kajucie emir napisał przyobiecany list i dał mi w ręce sporą sakiewkę, mówiąc:
— Będziesz zmuszony poczynić w Faszodzie znaczne wydatki za mnie, rozporządzaj więc tą sumą, jakby to była twoja własność! Zwrotu nie przyjmę żadnego.
Niebawem przybył cały oddział i ja począłem się przygotowywać do dalekiej drogi. Zaopatrzono mnie