Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/327

Ta strona została przepisana.

sokołów na taką odległość, że można już było zobaczyć ludzi na horyzoncie, jeśliby się tam znajdowali. Próbowałem tego gołem okiem, ale nie zobaczyłem nic, natomiast przez szkła spostrzegłem długi szereg zwierząt i ludzi. Potem dałem dalekowidz Ben Nilowi, który, przypatrując się przezeń dłuższą chwilę, ozwał się:
— Masz słuszność, effendi. To karawana i jabym był wcale o tem nie myślał, choćby nie dwa, ale kilkadziesiąt sokołów drogę mi zabiegło. Jeśli się nie pomyliłem, to karawana liczy dwudziestu jeźdźców i czterdziestu czterech ludzi pieszych. Coby to było? Przecie nikt, do licha, nie wędruje pieszo przez pustynię. A może to karawana niewolników?...
— Gdzieżby znowu... Skądby tu można ich dostać? Zresztą karawana niewolników tu, nad Białym Nilem, wędrująca z północy na południe, byłaby istotnie czemś niesłychanem, wszak handlarze transportują swe ofiary w kierunku zupełnie przeciwnym — z południa na północ.
— Coby to był za kraj w okolicy, skąd ludzie ci wędrują?
— Kraj Takalów, ale poczekaj! Na wspomnienie tego wyrazu, przychodzi mi na myśl, że Takalowie, jakkolwiek są muzułmanami, mają niecny zwyczaj sprzedawania swych dzieci.
— Allah! co za hańba, co za zbrodnia! Sprzedają własne dzieci za pieniądze?! Z pewnością są to murzyni.
— Szczep ten nie należy do całkiem czarnej rasy i nie można też o nim powiedzieć, jakoby stał na najniższym szczeblu rozwoju, ponadto nie można mu zarzucić braku zdolności. W czasie podboju Sudanu przez Egipt Takalowie stawiali opór najdłużej, są bowiem bardzo waleczni i nawet wsławili się w tych wojnach niemało. Kraj ich wyróżnia się z pomiędzy innych tem, że posiada obfite pokłady miedzi i że jego mieszkańcy znani są z niezwykłej gościnności dla obcych przybyszów. Mimoto nie należy ufać im zanadto, bo poza tym przymiotem posiadają wiele wad. Na