Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/332

Ta strona została przepisana.

uniwersytecie we Farafrah i obecnie wybrał się wraz ze mną w te okolice celem szerzenia haseł nowego zakonu. Tytuł jego: chatib, i tak też młodzieńca nazywać możesz.
Szkoda, że na jego miejscu nie znalazł się słynny fanfaron Selim, ten z pewnością byłby natychmiast zaczął porywające kazanie, które przedewszystkiem byłoby pełne samochwalstwa. Ben Nil jednak odrzekł jak najbardziej skromnie:
— Obszedłeś się z nami niegrzecznie dlatego, że niewiadomem ci było, co zacz jesteśmy, Przebaczamy ci więc chętnie.
To potwierdzenie mego kłamstwa przez mahometanina świadczyło wymownie, do jakiego stopnia był mi oddany. Takal znajdował się widocznie w przykrym kłopocie. Zmiarkowałem po nim, że radby chętnie rozłożyć się obozem koło nas, ale z uszanowania, które nam winien, nie śmiał odważyć się na to. Zwrócił się więc ku swojej karawanie, która niedaleko zatrzymała się na chwilę, i rzekł:
— Będziemy tu nocować, ale nie w tem miejscu, lecz trochę dalej, gdyż nie wolno nam być tak blizko świętych mężów, którzy się tu znajdują.
— Wobec Allaha wszyscy ludzie są sobie równi i dlatego pozwalam wam zająć miejsce koło nas — rzekłem.
— Dziękuję ci, mudirze, i zapewniam, że moi ludzie z wielką nabożnością słuchać będą waszych kazań.
— Nie myśl, że my zaraz będziemy prawić kazania. Wszak na wszystko powinien być stosowny czas i miejsce, a usta mogą głosić święte słowa tylko wtedy, jeżeli duch jest natchniony.
Rozumie się, że wcale nie było mi na rękę spełnianie tu obowiązku muzułmańskiego misyonarza. Chciałem tylko imponować przybyszom, nic więcej, a że mi się to znakomicie udało, świadczyło zachowanie się dowódcy karawany najlepiej. Mimoto człowiek