że ty dwa razy do roku regularnie w Ściśle określonym czasie opuszczasz swój kraj i wędrujesz do Faszody.
— No, to prawda.
— On nawet wie, w którym dniu wybierasz się w drogę i którego powracasz, mógł więc łatwo obliczyć, gdzie tego a tego dnia znaleźć cię można. Teraz naprzykład zapewnił mnie, że spotkam się z tobą pojutrze tu właśnie, u tego brodu.
— Omnylił się o jeden dzień, bo właśnie rozpocząłem podróż o tyle wcześniej. — Cóż tedy przynosisz nowego?
— Ostrzeżenie. Nie powinieneś w czasie marszu zbliżać się do Nilu, a ponadto nie masz tym razem prowadzić rekwiku prosto do Faszody, lecz ukryć go gdzie w pobliżu. Potem udasz się sam do Ibn Muleja, sangaka arnautów, i powiesz mu, gdzie niewolników szukać należy.
— Poco te ostrożności?
— Bo w tych okolicach kręci się pewien obcy effendi w celu wyłapywania łowców niewolników, aby ich dostawiać potem w ręce reisa effendiny.
— A niechże Allah zniszczy tego psa!
— A wiesz? On jest chrześcijaninem!
— W takim razie Allah nie powinien go zniszczyć, lecz wtrącić go w najstraszniejszy kąt piekła. Z jakiej racyi ten pies chrześcijański zajmuje się łowcami niewolników?
— Muszę ci dalej powiedzieć, że naprawdopodobniej jedzie on okrętem razem z reisem efiendiną do Faszody, a że ludzie ci często przedsiębiorą wycieczki na ląd, możliwe jest zatem, że cię spotkają i złapią, zwłaszcza jeśli nie będziesz się trzymał jak najdalej od rzeki. Ibn Asl właśnie dlatego przysyła mnie do ciebie z ostrzeżeniem.
— Eh, to było zbyteczne. Co mnie obchodzą ustawy wicekróla? Służę przecie swemu królowi, a nasze ustawy dozwalają na sprzedawanie ludzi i, jeżeli istotnie tem się zajmuję, to nikt nie śmie wtrącać się do moich interesów. A zresztą mamy doskonałego pomocnika
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/339
Ta strona została przepisana.