— Allah, jaki ze mnie posłaniec! — krzyknął, uderzając się w czoło — to nie Ibn Asl, lecz ja sam zapomniałem o tem. Mam od niego wyczerpujące wskazówki o tym dyable i nawet o jego towarzyszu, który się nazywa Ben Nil.
Chwyciłem bezwiednie rewolwer do ręki, bo rozmowa przybierała obrót istotnie dla mnie niebezpieczny. Jeżeli ten człowiek uzyskał mój rysopis, będę zgubiony. Ben Nil myślał o tem samem, bo rzucił do mnie badawcze spojrzenie.
— Ben Nil? — pytał Szedid — Któż to jest?
— Młody człowiek, który mimo, że jest muzułmaninem, nie odstępuje ani na krok effendiego. Niech go Allah potarga w strzępy! Nigdy nie można widzieć jednego bez drugiego i z tej przyczyny Ibn Asl podał mi rysopisy ich obu.
— No, no?
— Ów Ben Nil liczy około ośmnastu lat, jest postawy smukłej, ale odznacza się niezwykłą siłą. Twarz bez zarostu, włosy i oczy czarne, policzki pełne. Ubranie, które nosił w ostatnich czasach, składało się...
Urwał nagle, przypatrując się ze zdumieniem Ben Nilowi, poczem wykrzyknął:
— Co za szczególny zbieg okoliczności! Rysopis tego odszczepieńcy zgadza się zupełnie... Ach tak... tak... Młodzieniec, który koło mnie siedzi...
— E, pomyliłeś się albo zachodzi tu przypadek podobieństwa.
— Ależ zapewniam cię, że rysopis najzupełniej się zgadza.
— Wydaje ci się tak, bo osobiście nie znasz Ben Nila i nie widziałeś go nigdy. Przecie tysiące młodych ludzi mogą mieć czarne włosy i oczy, pełne policzki i inne podobne oznaki. Ten młodzieniec jednak nie ma nic wspólnego z twoim Ben Nilem. Jest to sławny chatib ze Świętego zakonu sidiego Senussów.
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/343
Ta strona została przepisana.