Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/349

Ta strona została przepisana.

— No, ostatecznie, mógłbym się zgodzić, ale gdy się w Dżarabubie dowiedzą, żem został pokonany, to sława moja i powaga bardzo na tem ucierpi.
Wtem mój nielada filut, Ben Nil, wmieszał się bardzo mądrze, zauważając:
— Któżby cię zdradził, mudirze? Przecie żaden z tych ludzi nawet nogą w naszej ojczyźnie nie stanie, a co się tyczy mnie, to możesz być pewny, że tajemnicy przed nikim nie zdradzę.
— Słyszałeś... — dodał Szedid. — Cześć twoja nie ucierpi wcale na tem, jeśli cię pokonam i dlatego ponawiam swoje żądanie.
— Ha, no! jeśli inaczej być nie może, zgadzam się. Zechciej określić warunki!
— Będziemy się mocować w sposób najprostszy.
Kto kogo położy na ziemi, ten wygrywa. Zrozumiałeś dobrze?
— Tak — odrzekłem, zrzucając ze siebie haik, podczas gdy i on uczynił to samo.
Rozumie się, że byłem z góry zdecydowany dać mu się pokonać, ale nie bez pewnego oporu, bo to wzbudziłoby w nim podejrzenie. Otwarcie zaś mówiąc wolałbym był zupełnie poważnie zmierzyć się z tym Goliatem w celu przekonania się, czy dałbym mu radę. Niestety i mowy o tem być nie mogło.
Stanęliśmy naprzeciw siebie gotowi do zapasów, gdy wtem olbrzym pochwycił mnie nagle w ramiona i starał się podnieść mnie szybko w górę. Stawiałem mu oczywiście opór, z dość natężającym wysiłkiem, ale mimoto podniósł mnie dwa razy tak, że nie zdołałem dotknąć stopami ziemi, a za trzecim razem zebrał wszystkie siły, podniósł w górę i chwycił pod pachę jedną ręką, a drugą za udo tak, że wsparł mnie na sobie w równowadze, a potem łatwo już położył mnie na ziemi. W tej właśnie chwili przekonałem się, że mógłbym był zrobić to samo z nim, gdybym był tylko chciał.
— Nie jest słaby — rzekł zwycięzca — i posiada