Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/350

Ta strona została przepisana.

znaczną siłę, ale żeby znowu tak bardzo nadzwyczajną, o tem i wątpliwości niema.
— Wiedziałem z góry, że tak będzie — odparłem wstając — wszak na ziemi niema człowieka, któregobyś nie pokonał.
A przytem udawałem wielce zmęczonego, oddychając szybko.
— O tak. Dwa razy udało ci się dostać stopami do ziemi, ale za to teraz pracują twoje płuca, jakbyś pół dnia biegł w pełnym pędzie, no, ale mniejsza o to. Wytrzymałeś pierwszą próbę, a teraz kolej na drugą.
— Jaką drugą?
— Powiadają, że są tacy chrześcijanie, którzy znają koran prawie cały na pamięć, czemu oczywiście ja zaprzeczam, bo żaden giaur nie jest do tego zdolen. Jestem pewny, że żaden niewierny nie potrafi bez zająknienia wygłosić sury El Kuiffar. Znasz ją?
— Znam.
— I umiesz na pamięć?
— Może, ale musiałbyś mi ją wprzód wygłosić sam.
Szczegół ten był dla mnie zbyteczny, bo umiałem istotnie setną dziewiątą surę, która podobno miała być objawiona Mahometowi, gdy niektórzy Arabowie żądali od niego, żeby czcił przez rok ich bożki, a oni potem będą czcili jego Boga. Sura ta składa się zaledwie z kilku wierszy, ale słowa są tak dziwnie zestawione, że nawet rodowity Arab może się łatwo pomylić w wygłaszaniu, Jest nawet zwyczaj, że właśnie z powodu tej trudności, każe się ją wygłaszać ludziom, podejrzanym o stan opilstwa. Bo, jak wiadomo, człowiek pijany nie jest pewny swego języka i, skoro zechce tak trudny ustęp wyrecytować, o pomyłkę nie trudno.
— Zobaczymy — zauważył przewodnik z chytrym uśmiechem. — Wypowiem ci ten ustęp naprzód, jakkolwiek zdradziłeś się już tem samem, że tego żądasz. Mudir i wybitny człowiek świętego bractwa powinien wygłosić tę surę sam, odrazu, bez niczyjej pomocy.