Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/353

Ta strona została przepisana.

— Stój, szaleńcze! Mamże rzucić na ciebie klątwę, pod którą wyschnie twe ciało jak szczapa, a dusza na potępienie pójdzie? No! Spróbuj, spróbuj na własnej skórze, co znaczy lani[1] Allaha, którą w ręce nam dano. Toż czekałoby cię okropne życie i koniec pełen grozy.. Próbuj! No? Czyja ręka śmie nas tknąć? czyja?!...
Spojrzałem dokoła siebie. Milczeli Wszyscy, nikt ani się poruszył z trwogi, nietyle przed moją groźbą, ile z powodu tonu, w jakim to powiedziałem. Obaj z Ben Nilem poszliśmy opodal, gdzie były nasze wielbłądy. Wsiedliśmy na nie i pojechali w bród. Nikt nas nie zatrzymywał ani też nawet nie wyrzekł jednego słowa pożegnania lub groźby.
Woda w tem miejscu nie była wcale głęboka, bo sięgała wielbłądom zaledwie po brzuchy. Na przeciwnym brzegu rosły zrzadka krzaki, a dalej grunt był pokryty roślinnością na takiej przestrzeni, dokąd mogła sięgać wilgoć wody z Nid en Nilu.
Gdyśmy się oddalili o tyle, że obserwować nas od obozowiska nie było można, skręciłem nagle w lewo, co zastanowiło Ben Nila.
— Dokąd chcesz jechać, effendi? Wszak powinniśmy ku południowi.
— Owszem, ale wprzód musimy powrócić nad jezioro i to w dwojakim celu. Przedewszystkien ażeby Takalowie nie odnaleźli naszych tropów, bo gdybyśmy jechali prosto aż tam, gdzie kończy się już trawa, a zaczyna się piasek, to rano wpadliby na nasze ślady, ale tu na trawie nie, gdyż rosa je zatrze.
— Podejrzywasz Takalów, że będą nas ścigali?
— Jestem nawet tego pewny. Zechcą nam odebrać Hazida Sichara.

— Hazida Sichara? Przypominam sobie to nazwisko. Czy znajduje się on może wśród jeńców? Będziesz się starał uwolnić go?

  1. Klątwa.