nie może już nic pomóc żadnemu zbrodniarzowi i radby chętnie, żeby się raczej kto za nim ujął. Oddam cię więc reisowi effendinie, a ten niezawodnie zaprowadzi cię do mudira i wówczas doświadczysz, że on nie nadarmo nosi swoje nazwisko czyli że, „Ojciec pięciuset“ zaraz na wstępie każe ci wyliczyć pięćset plag, nie pytając wprzód, czyś winien, czy nie.
— Śmiałżeby mnie... wolnego Araba?...
— A tobie, jako posłańcowi, będącemu na usługach łowcy niewolników. Co albo kto jesteś pozatem, nic go to nie obchodzi.
— Muszę cię więc ostrzec, że w tym wypadku od ciebie to wszystko zależy, boś pierwszy mnie uwięził i, jeżeli spotka mnie coś podobnego, pomszczą się na tobie wszystkie szczepy arabskie. Hańba byłaby o wiele dla mnie straszliwszą niż śmierć.
— Nie obawiam się zemsty twoich szczepów, choćby liczba ich wynosiła tysiące. Mogą mi one zrobić akurat tyle, ile tobie pomóc obecnie. Pominąwszy jednak to, że się ich wcale a wcale nie boję, jestem skłonny wrócić ci wolność jutro rano, ale pod pewnymi warunkami.
— Słucham. —
— Powiesz mi, ale szczerą prawdę, w jaki sposób poznałeś się z Ibn Aslem, a oprócz tego dasz odpowiedzi na wszystkie pytania, które ci zadam.
— Tego nie uczynię za żadną cenę.
— A no, skoro tak — sprawa między nami załatwiona. Nie chcesz mówić teraz za cenę uzyskania wolności, powiesz wszystko później, gdy dostanie cię w swoją moc „Ojciec pięciuset."
Wtem wtrącił Hazid Sichar:
— Jeżeli chcesz poznać złość i przewrotność Ibn Asla, to nikt ci lepiej o tem nie może opowiedzieć ode mnie.
— Owszem, bardzo ci będę za to wdzięczny, ale wprzód musisz się dowiedzieć, kim ja jestem, ponieważ..
— Ależ, effendi, — przerwał mi — znam cię już
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/361
Ta strona została przepisana.