Na każde nieszczęście, które nas nawiedza, zasłużyliśmy niezawodnie, a mimoto Allah i wówczas jeszcze nie szczędzi nam swej opieki i łaski, jeżeli poddajemy się losowi z pokorą i żalem za przewinienia. Nie mów więc o żadnej zasłudze, lecz uważaj to, jako próbę, zesłaną od Allaha, aby cię naprowadzić na drogę prawości i cnoty!
Nie odpowiedział na to i dopiero po długiej chwili milczenia pochwycił moją rękę i uścisnął ją serdecznie, mówiąc:
— Trafiłeś do mego serca, effendi... Żyłem nędznie i w ustawicznej kłótni z Allahem. Przekląłem własne życie i ludzi i świat cały. Czasem pojawiały się w mej głowie jaśniejsze myśli, ale serce nie chciało się przed niemi skruszyć. W tej chwili jednak, gdy zaczynam żyć nanowo, a dusza moja odczuwa moc rozkoszy i, kiedy o nawróceniu mówisz, czuję, jakby jakieś błyskawice jasne oświetliły mój umysł, i przyznaję ci słuszność. Kim i jakim ja byłem przedtem, dowiesz się później, dziś czuję się odrodzonym, nie wiedząc nawet, jak się to stało. Wiem tylko chyba, że cierpiałem słusznie i Allahowi za to niech będą dzięki.
— Cieszą mnie te słowa. Miesiące całe i lata twego życia przepadły, ale odnalazłeś za to skarb wewnętrzny, którego nie naruszy ząb czasu. Mienie doczesne, z którego cię obrabowano, mam nadzieję wrócić ci, gdy moje starania uwieńczy pożądany skutek.
— Jakto? Czyżbyś był tak bogaty, effendi?
— Przeciwnie, jestem nawet ubogim, ale wiem, że Ibn Asl posiada wielką sumę. Jeżeli tylko schwytam go, zanim się jej pozbędzie, wówczas będzie musiał zwrócić tobie i twemu bratu wszystko, co wam zagrabił.
— Mnie się zdaje, że ku temu nawet Ibn Asla nie potrzeba, bo co do niego, nie mam tyle pewności, ile co do Barjada el Amina.
— To i on brał udział w zbrodni?
— Tak. Barjad był ubogim, ale uczciwym. Mój
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/364
Ta strona została przepisana.