Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/370

Ta strona została przepisana.

wy, a ja będę czuwał i rozkoszował się w milczeniu wolnością i szczęściem, że wolno mi oglądać firmament nad głową i gwiazdy jasne i z Allahem rozmawiać w głębokich modłach!
— A no, skoro tak chcesz, nie wzbraniam ci — czuwaj! Musisz nas jednak obudzić, nim świtać zacznie, a nie później, bo chciałbym obserwować Takalów. A uważaj dobrze na Bakwkwarę, żeby nam nie umknął!
— Zapewniam cię, effendi, że możesz spać zupełnie spokojnie i bez troski. Przecie to posłaniec Ibn Asla, mego dręczyciela i szatana i dlatego nie może oczekiwać ode mnie żadnych względów, żadnej litości. Wolałbym raczej sam pozbawić się życia, niż darować mu wolność.
Wierzyłem mu i bez tych zapewnień, bo przecie po tem, co zaszło, nie mógł być dla mnie niewdzięcznym. Owinąłem się więc w haik i zasnąłem wkrótce. Okazało się istotnie, że słowa szczęśliwca nie były czczą przechwałką. Czuwał on całą noc i zbudził nas jeszcze wcześniej, niż dnieć zaczęło.
Przed zaśnieniem przyszła mi do głowy myśl, aby podsłuchać Takalów i oczywiście mieć pojęcie, czego od nich spodziewać się należy. Dotrzeć jednak do nich drogą lądową było bardzo niebezpiecznie i niewygodnie, pozostawał tylko jeden sposób — przez jezioro na wodzie, ale jak? Nawet gdyby była łódka pod ręką, to użyćby jej nie można. Ku temu mogła się nadawać jedynie tratwa, urządzona w ten sposób, aby łatwo nie wpadała w oczy. Postanowiłem więc zbudować malutką pływającą niby wysepkę, ku czemu nie brakło materyału w pobliżu. Były tu mianowicie bujne i uliścione gęsto krzaki, poplątane podobnie jak nasza kosodrzewina. Z tego materyału tudzież z andropogon giganteus i hibiscus cannabinus skleciliśmy z Ben Nilem wnet tratwę, wyglądającą istotnie jak wysepka, bo nawet nie żałowaliśmy omm suffah w celu upiększenia jej i nadania kształtu, jaki dla nas był pożądany. Nawet gałęzie, mające zastąpić wiosła, owinęliśmy wodorostami.